Dopadło mnie coś grypopodobnego. Mam dreszcze z zimna i pocę się z gorąca, nie mając nawet podwyższonej temperatury. Bez sensu. Ale ja nigdy nie mam gorączki. Boli mnie tyle mięśni i kości, ile tylko w sobie mam (albo i więcej :D) Najbardziej wkurza mnie totalne osłabienie. Może nie jestem typem sportowca, ale zdecydowanie jestem człowiekiem czynu i każde wykluczenie z codziennych aktywności to dla mnie coś strasznego. Tymczasem dzbanek z wodą muszę podnosić dwiema rękami, że o podniesieniu Tamalugi nie wspomnę. Przykro mi, że nie mogę jej czytać wieczorami, bo męczy mnie nawet branie oddechu po każdym zdaniu. Mam też tak gigantyczny katar, że dziś rano wysmarkałam kolczyk z nosa. Poleciał niczym strzała na pół metra. Jestem przekonana, że pokonałby dłuższą trasę, gdyby łazienka była większa. A tak, odbił się od ściany i potoczył dźwięcznie po podłodze. Na popołudnie zapowiedziałam akcję przesuwania pralki.
Do tego wszystkiego dochodzi remont pokoju Oliwii, na który zdecydowaliśmy się (no, dobrze: ja się zdecydowałam, bo Tomasz tylko przeklinał), spontanicznie i na już, bo dziewczę wraca za tydzień… Stwierdziliśmy, że uda nam się wymienić tylko tapety, ale i tak przenoszenie wszystkich mebli i innych gratów, a zwłaszcza przesunięcie dwumetrowej szafy wyprało z nas wszelkie moce. A jeszcze wtedy nie byłam chora. Dzisiaj nie byłabym nawet w stanie zarzucić folii na tę szafę.
Tamaluga dzielnie się mną opiekuje i jest poważnie zaniepokojona. Nic dziwnego: mama nigdy nie jest chora, a bez mamy wszystko się wali. Gdyby tylko mogła bawić się trochę ciszej i tak nie piszczeć i nie szaleć z psem ślizgającym się po panelach w tę, i z powrotem, w tę, i z powrotem. Dzisiaj Axel, gdy myślał, że nikt nie patrzy, wyciągnął jej z półki kilka książek „Kicia Kocia”, i jedną po drugiej zaniósł do swojego posłania w kuchni. Tomek się zorientował, że pies coś jest za cicho i coś za szybko przemieszcza się między kuchnią a pokojem.
Co jeszcze z rzeczy bieżących? Dzień Babci i Dziadka w przedszkolu. Tym razem moja mama nie musiała zadowolić się filmikiem. Połączyłam się z nią na kamerce przez Whatsapp i mogła zobaczyć cały występ na żywo. Specjalnie wstała wcześniej, bo u niej była 7 rano. „Przepraszam, przepraszam, niosę babcię!” wołałam, przedzierając się z telefonem przez tłum seniorów. W końcu znaleźliśmy w miarę dobrą miejscówkę i Tomasz przez cały występ, niestrudzenie trzymał babcię w górze, żeby mogła wszystko dokładnie zobaczyć. Na pewno zdrętwiały mu ręce, ale nie dał tego po sobie poznać. W każdym razie niesamowite emocje babci i Tamalugi. Niewyobrażalne. Uwielbiam współczesną technologię. Gdyby ktoś 20 lat temu powiedział mi, że coś takiego będzie w ogóle możliwe, to bym go wyśmiała.
Na koniec pragnę gorąco podziękować wszystkim, którzy wzięli udział w moim porąbanym quizie świątecznym. Wasze nicki spisałam na kartce, wycięłam i dałam Tamaludze do losowania. Musiałam je odwrócić napisami do dołu, gdyż dziecię me umie już czytać. 😀 Tamaluga dokonała wyboru, zatem ktoś z Was, w najbliższych dniach może spodziewać się albo meila z zapytaniem o adres, albo już samej paczki, jeśli adres jest mi znany. Gratuluję i mam nadzieję, że Ten Ktoś podzieli się radosną nowiną, gdy paczka już dojdzie.