Jak trwoga, to do bloga, a blog na to: niemożliwe…

Tak, tak (droga Brukselko, droga Dziubasowo, droga Lady Makbet) czas na moje pokręcone resume. W ogóle nie miałam w planach, ale dziś taki dzień szczególny… Ale po kolei.
Łażę tak sobie dzisiaj po (obcych) blogach i łażę. Tak się snuję bez celu i czytam. I w szoku jestem, poniekąd, i w przygnębienie wpadam… Tu choroba, tam śmierć. Tu smutek, tam przemijanie… Niewiele w tym blogów radosnych, wesołych, z jajem. Gdy tak o tym myślałam, przypomniałam sobie, że mój blog też miał taki być. Poważnie. Miał być pamiętnikiem trudnych przeżyć i przykrych doświadczeń, a przede wszystkim formą pomocy dla ludzi w podobnej sytuacji, w jakiej wówczas byłam. I chyba formą pomocy dla mnie samej. Autoterapią. Dziwne, ale zaczynałam go pisać kilka razy i w ogóle mi nie szło. No, po prostu blokada i już. Dałam sobie spokój na jakiś czas i ponownie wróciłam do pisania, ale blog miał już zupełnie inny charakter. Zauważyłam, mianowicie, że dużo lepiej wychodzi mi pisanie na wesoło, z dystansem do siebie i świata. Na pewno wpłynął na to nowy etap w moim życiu, ale nie tylko. Przypomniałam sobie, że ja zawsze lubiłam pisać z humorem, pisywałam nawet skecze do kabaretu, (także o NFZ – sorry Pankracjo:) również wtedy, gdy było źle. Może to jest właśnie taka moja autoterapia?
No, więc łażę tak sobie dzisiaj po tych blogach, i łażę, a każdy czegoś mnie uczy. Na przykład tego, że fajna nazwa nie zawsze równa jest fajnej treści, a kiepska nazwa może skrywać całkiem przyzwoity kawał bloga. Dowiaduję się też rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Na przykład tego, że homoseksualizm to CHOROBA (tak, tak, autorka użyła wielkiej czcionki), a aborcji nie usprawiedliwi gwałt, który zresztą, według autorki, sprowokowany jest przez ofiarę. Aż trudno uwierzyć, że pisze to młoda kobieta. Z innych blogów dowiedziałam się jak szybko wziąć kredyt, jak (równie szybko) przybić obraz do ściany i naprawić pedał w rowerze. A potem uciekłam. Wróciłam na znane mi rejony, do blogów z mojej bandy i innych, których jeszcze w tej bandzie nie ma, ale to tylko kwestia czasu. I wiecie co? Od razu poczułam się lepiej.
Gdy zaczynałam przygodę z Tatamarą, w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że ktoś to w ogóle przeczyta. Nie zabiegałam o czytelników, o komentarze, co więcej: byłam w szoku, gdy ktoś raz na jakiś czas, coś tam po sobie zostawił. Zresztą ja sama nie poczuwałam się do obowiązku rewanżu. Pisałam i piszę komentarze tam, gdzie chcę. Gdzie odpowiada mi klimat, gdzie coś mi się spodoba, gdzie coś mnie zaintryguje.
„TO” zaczęło się jakoś w maju. Powoli ruszyła mała lawinka – motorek napędowy mojego bloga. Zaczęłam poznawać fantastycznych ludzi, i zanim się obejrzałam – znalazłam się w super paczce:) Blog, dotąd pisany sporadycznie, nagle nabrał sensu i tempa. Wiecie, co jeszcze zauważyłam? Wszystkie jesteśmy dla siebie motorkami napędowymi, prawda? Nasze wpisy stały się częste i regularne i – nie wiem jak wy – ale ja myślę o was, nawet gdy mnie TU nie ma. Gotuję, sprzątam, albo przewijam Tamalugę… nagle przypominam sobie wpis którejś z was i, na przykład, wybucham śmiechem. Nie mam pojęcia jak wyglądacie, (poza Sylwią:), i gdzie mieszkacie, ale czuję z wami więź, i to jest zajebiste! I jeszcze to, że powoli moją bandę zapełniają kolejne wartościowe osoby (cześć Lady Makbet, cześć Roksanno:). Wy też zaakceptowałyście mnie i z „otwartymi rencyma”, jak mawiała pani Renia z teatru, przyjęłyście do swego grona, nie wiedząc jak wyglądam i skąd jestem. Chyba nie przesadzę mówiąc, że umilacie mi wieczory i poprawiacie humor. Gdy zmęczona robię klapa pupą na kanapę, a dziecię me po 2 godzinnej szamotaninie, zasypia w pozycji delfina – wreszcie otwieram laptopa. Głównie z myślą o was.
Ale, ale! Miałam wyjaśnić dlaczego piszę o tym akurat dzisiaj. No więc, łażę sobie po tych blogach, i łażę i trafiam na same jakieś rocznice… I tak sobie o tym czytam i czytam, i myślę „Wow! Już pół roku prowadzi bloga”, albo „już 8 miesięcy”, „już 3 lata!” I tak, kurde blaszka, coś „mię tknęłło”. Włażę, ci ja na swego bloga, sprawdzam i… TADAAAM! Pierwszy wpis popełniłam… dokładnie ROK temu! Nadal sama nie mogę w to uwierzyć! A to, jaki jest mój blog obecnie, w dużej mierze wam zawdzięczam.

Także, tego…
Dzięki, rąsia, buźka, order, rąsia, dzięki…

20 uwag do wpisu “Jak trwoga, to do bloga, a blog na to: niemożliwe…

  1. Gratuluję pierwszej rocznicy 😀 I miło, że o nas myślisz, nawet jeśli przy przewijaniu małej haha!
    Od samego początku zależało mi na tym, aby zbudować właśnie pewne więzi, dlatego odwiedzałam mnóstwo blogów i udzielałam się z nadzieją, że dana osoba również wyczuje między nami jakieś podobieństwa.
    Czyli nie udało Ci się oszukać swojej prawdziwej, wesołej natury i pierwsze założenie smutnego bloga spaliło na panewce 🙂 A odnośnie Twoich wizyt na innych smutnych blogach, trafiłaś na „motylki”? Są to anorektyczki, które szukają innych „motylków” i wspierają się w niejedzeniu. To dopiero smutne, a raczej przerażające 😦 Dużo tam dzieci…

    Polubienie

    1. Dzięki:)
      Gdybym wiedziała, że można zbudować takie więzi, pewnie nie zwlekałabym z blogiem tak długo. Z drugiej strony wszystko ma swoje miejsce i czas, a smutny blog przyniósłby pewnie całkiem inny efekt i przyciągnął innych ludzi, także cieszę się, że jest jak jest:)
      Nie, nie natrafiłam na motylki. Straszne!

      Polubienie

  2. O słodki jeżu…jam blogowa weteranka, a mój blog to już w opcji skansen mógłby się znaleźć ;pp
    Każdy kto zaczyna blogowanie ma swoją wizję tego, która z czasem ewoluuje mniej lub bardziej albo wcale…
    W blogach jest najpiękniejsza właśnie ta różnorodność.

    Gratuluję roczku!!!
    Jawisz mi się jako radosna, ale z pazurem osobowość, i myślę, że nawet gdybyś pisała o trudnych przeżyciach i sytuacjach, to ten dystans do Się, radość z życia, poczucie humoru byłby widoczne w Twoich literkach.
    Fajnie piszesz, dobrze że piszesz!

    Polubienie

    1. Wiem, wiem. Zdaję sobie sprawę, że blog mój z tych raczkujących dopiero, zwłaszcza w porównaniu do takich „blogowych weteranek”:) (Czy słowo „weteranka” nie powinno oznaczać córki weterynarza?)
      Bardzo dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam, jak zwykle gorąco!

      Polubienie

  3. No i fajnie – jak to mówi dziwny pan z reklamy 🙂 Ale ja też zaczynam się przyłapywać na myśleniu o was – trochę czasami czuje się jak psychol – myślę o istotach, które nie wiem jak wyglądają, gdzie mieszkają, wiem tylko tyle ile chcą mi o sobie powiedzieć. Z resztą w Internetach musi być równowaga! Tu za smutno, tam wesoło 🙂 Kto by pomyślał, że internety w swych zakamarkach skrywają takich fajnych ludzi 🙂
    Cóż Ci żyć na ten roczek. Wytrwałości, ciągłej weny i nieustającego poczucia humoru, bo co to by było za internetowe (i nie tylko!) życie, bez Twoich historii 🙂
    Idź na cały internet i głoś Blogonelię 🙂 !

    Polubienie

  4. A Lady Makbet siedzi i zawija je w te sreberka… Nie, właściwie to zawijam Księżniczkową pupę w pampersa z Biedronki, ale to jakoś nie pasuje do rytmu. Miło się znaleźć w takim gronie, „dobrze, dziękować” jak mawiał pewien handlarz w filmie „Asterix i Obelix: mija Kleopatra”. 🙂 Czuję się zaszczycona i składam najszczersze życzenia roczkowe! Niech Ci blog zdrowo rośnie (bo o Tamalugę jestem spokojna).

    Polubienie

    1. Bo my takie świstaki – zawijacze jesteśmy. Najpierw pupę w pampers, potem kupę w pampers, potem pampers w woreczek, a potem siebie w kłębek 😀
      Bardzo dziękuję za miłe słowa:)

      Polubienie

  5. U mnie było podobnie – pisałam dla siebie i nagle się wszystkie
    pojawiłyście! I teraz z niecierpliwością wchodzę na Wasze blogi, czytam nowe notki i bardzo się cieszę, że jesteście! 🙂

    PS. Ja trafiałam zawsze na blogi żarciowe, chyba temat jedzenia jest jednak najbardziej popularny w sieci. No, poza dziećmi. Takie przepisy na poród ze stekiem prawie że…I tego steka rzeczywiście można zrobić na milion sposobów ale ileż można te porody wałkować?!

    Polubienie

    1. Na upartego poród też można na milion sposobów – trudniej to potem odtworzyć we własnej kuchni 😀
      Właśnie sobie wyobraziłam program „Porodowe rewolucje” i Dyżurna Polska Akuszerka odwiedza rodzące, niczym Magda Gessler, mówiąc co i jak i w jakiej pozycji… Ja naprawdę jestem chora.

      Polubienie

      1. Najgorsze jest to, że może to być wizja prorocza patrząc na ramówkę niektórych stacji! 😀
        A może w ogóle Gesslerowa odbierająca poród i jakieś jury jak w Tańcu z Gwiazdami?
        „Nie parła pani dostatecznie mocno na tym przedostatnim skurczu ale daję 10 za styl i trzymanie ramy! Przy okazji gratuluję Agustinowi cudnej choreografii!” 😛

        Polubienie

  6. Cóż, ja jestem już blogerką-weteranką, bo prowadzę jeden blog już ponad 11 lat (wprawdzie z przerwami, ale zawsze wracam).
    Skecz o NFZ-cie chętnie bym obejrzała-przeczytała i z pewnością się nie obrażę. Jestem przekonana, że nic co ktokolwiek może wymyślić nie przebije sytuacji, które faktycznie mają tu miejsce :-).
    Ze swej strony chciałam Ci bardzo podziękować, że mnie „odkryłaś” i zostawiłaś ślad. Dzięki temu trafiłam tutaj i przekonałam się, że faktycznie – nie wszystkie dzieci blogowiczów są śmiertelnie chore, nie każdy ma ciężką depresję prowadzącą niemal na skraj samobójstwa oraz że bywają osoby, które nie są nastolatkami prowadzącymi swoje sweet blogusie.

    Polubienie

    1. 11 LAT!!! Stoję oniemiała, a górna półka ma toczy się po podłodze. 11 lat!!! Szacun, ukłon i rąsia.
      Skecze (w tym NFZ owski) mam zapewne gdzieś w szaf mych czeluściach, na płytach CD. Może kiedyś odkopię i jakoś wrzucę.
      Ja też bardzo się cieszę, że się wszystkie razem odkryłyśmy. Potrzeba nam zwartych szeregów ludzi pozytywnych i blogów wesołych. Amen!

      Polubienie

      1. Kiedyś mężu mój również blogował (krokoludek.blog.onet.pl), niestety zaprzestał – ku mojej wielkiej rozpaczy. Pasowałby do tego towarzystwa 🙂
        Może jeszcze wróci w te rejony (jak mu udostępnię laptopa)…

        Polubienie

      2. Facet blogujący to jest fajna sprawa,
        ja też jestem Tomka mojego ciekawa.
        Facet blogujący często marzy mi się,
        bo można w nim czytać jak w otwartym wpisie 😀

        Polubienie

Dodaj komentarz