Selera nać, ku*wa mać, a pomidory mam do tej pory

Jak zapewne zdążyliście się zorientować, dodałam ostatnio dwie kategorie, gdyż potrzebę palącą poczułam do dzielenia się z wami książką i filmem. Będę tam wrzucać, raz na jakiś czas, nie hity i nowości, raczej pozycje które zapadły mi w pamięć, przede wszystkim te dobre, ale też, od czasu do czasu, te których nie polecam. Co nie znaczy, że nie będzie nowości w ogóle. Po prostu póki co, nie mam ani weny, ani czasu na latanie do kina. A co do nowości książkowych to też parcia, jako takiego, nie odnotowałam.

Nie wiem tylko jak zrobić, żeby tekst nie był widoczny jako nowy wpis, ale otwierał się po kliknięciu na daną kategorię. Może tak się nie da. Może sama nie wiem, o co mi chodzi.

Pozostając niejako w temacie.

Oglądam „Powrót Jedi” i uświadamiam sobie, że gdy „Gwiezdne Wojny” weszły do kin (z dwuletnim opóźnieniem) to było wielkie wydarzenie. Stało się w kolejce po bilety jak by od tego zależało życie. Potem odtwarzało się w pamięci wątki i dialogi, konsultowało z kolegami. Nikomu do głowy nie przyszło, że kiedyś usiądzie sobie w domu, przed telewizorem i obejrzy „Gwiezdne Wojny” w idealnej jakości, z możliwością nagrania, zatrzymania, cofania… No, szok. Ale kino lat 80 miało swój urok, a bilety były tak tanie jak porcja lodów z automatu, więc łaziło się do kina co drugi dzień. Zabawne było to, że oprócz „nowości” kina serwowały to, co miały pod ręką. Często były to randomowe filmy sprzed 5, a nawet 10 lat. Zwłaszcza w tych małych kinach. Pamiętam, że na wczasach w Międzyzdrojach, gdy była brzydka pogoda chodziłam z innymi dzieciakami do kina „Słowianin” (o ile dobrze pamiętam) i często byliśmy jedynymi widzami 😀

Wika ma nowego chłopaka. Jak to mówią „lepszy znany wróg, niż nowy”, czy jakoś tak, ale co robić? Muszę pogodzić się z tym, że są rzeczy na które nie mam wpływu, albo wpływ mój jest minimalny. No, będę się musiała jakoś przyzwyczaić. Nowy chłopak, chcąc wkupić się w nasze łaski przyniósł pomidory z działki. Właściwie zasypał nas nimi i przez dwa tygodnie zrobiłam z nich wszystko, co można z pomidorów zrobić. Zabrakło mi pomysłów. Poprzedni chłopak Wiktorii przynosił ogórki gruntowe. Ja nie wiem, skąd ona ich wynajduje.

Anyway, jak mówią starzy górale, w pewnym momencie miałam na stole w kuchni sto kilo pomidorów, sto kilo jabłek od sąsiadki, sto kilo gruszek nabytku własnego, sto kilo jeżyn z zablokowej kradzieży i jeden kalafior, który pasował do reszty jak trampki do futra. Przeżyłam chwilowe załamanie. Stałam wpatrzona w te… dary ziemi, polskiej ziemi, i zawiesiłam się. Nie wiem, jak długo jeszcze bym tak stała, gdyby małe, czarne gówienka nie zmusiły mnie do podjęcia natychmiastowych działań. Zauważyliście, że te pieprzone muszki – owocówki pojawiają się znikąd? W jednej sekundzie ich nie ma, a w następnej całą chmarą obsiadają owoce. Tak, jak by siedziały gdzieś za szafką, przyczajone, czekając na moje zawieszenie.

Szybko upycham owoce w lodówce, dociskam nogą i ostrzegam je lojalnie, że jeśli wypadną to je zdepczę na miazgę. Chwytam nać od selera – (nie mam pojęcia skąd się tam wzięła, i będąc w dzikim szale nie zastanawiam się nad tym. Pewnie pojawiła się tam jak w filmowej parodii, w której, na przykład kibice na stadionie nawalają się krzesłami z epoki Ludwika XVI). I tą nacią napieprzam te owocówki po głowach, czy tyłkach, trudno stwierdzić. I cały misterny plan w pizdu, bo miałam porobić tyle rzeczy, tymczasem latam po kuchni z zielonym wiechciem i nawalam owocówki. W przebłysku zdrowego rozsądku cieszę się, że jednak nie odmalowaliśmy ścian w kuchni, tak jak planowaliśmy.

Bo planowaliśmy odmalować ściany w kuchni, ale jednak nie odmalowaliśmy ścian w kuchni. Tak długo nosiliśmy się z pomysłem, że zabrakło nam czasu, bo mieliśmy to zrobić przed przyjazdem mamy. Ale nie zdążylibyśmy, bo mama przyjeżdża – niech no spojrzę w kalendarz – dzisiaj.

Tomek znowu niedomaga na wrzody i ogólnie niedomaga. Zadziwiające, że zawsze wtedy, kiedy liczę na jego pomoc. Nie, no w ogóle to jest przeuroczy, gdy sam z siebie pyta: „Kochanie, pomóc ci?” Tyle, że ja, durna, durna baba, mówię „nie trzeba”. Ma też, ten Tomasz mój, wyjątkowy dar wkraczania w (nie)odpowiednich momentach. „Daj ten odkurzacz, ja odkurzę” – mawia, gdy właśnie wciągnęłam ostatni paproch. „Obiorę fasolkę” – mawia, gdy po obraniu  65 tysięcy kilogramów szparagówki słaniam się na nogach, a w misce zostały trzy sztuki.

Tamaluga przypomniała sobie, że nie przechodziła buntu dwulatka, a raczej uświadomiły jej to dzieci na placu zabaw. Po długotrwałej fazie mówienia na wszystko „tak”, zaczęła mówić „nie”. Tylko, że z tego „nie” nic nie wynika, bo i tak robi to, o co ją prosimy. Wydaje mi się, że mówi „nie” dla samego wydźwięku tego słowa. Poza tym rozwala mnie na łopatki, mówiąc ciągle „plasiam”, „plosie” i „dziekuj”. Nawet, gdy zdarza jej się mieć w nocy zły sen (mówiłam Tomkowi, żeby nie oglądał przy niej Indiany Jonesa krojącego zmumifikowane zwłoki w jaskini) to mówi „Mama, mleko, plosie”, a gdy już dostanie, zapadając w sen mówi „dziekuj”.

50 uwag do wpisu “Selera nać, ku*wa mać, a pomidory mam do tej pory

  1. W sumie czego masz mieć lepiej – w tym roku pomidory wybitnie obrodziły 🙂 więc z własnego udoju mam sporo a i tatuś podrzuca ze swojego chowu więc na bieżąco dwa wiadra stoją czekając na swoją kolejkę a to sąsiadki narzeczony wlepił mi ponad 30 kg malin mówiąc że cena ze skupu i za dwie dyszki stałam się właścicielką dwóch potężnych skrzyń które trzeba było obrobić na już bo się „gnietą” w czasie kiedy to uporałam się z toną czarnych porzeczek to sąsiadce tatusia pod ciężarem własnym połamały się dwa drzewa z brzoskwiniami no i pół ciężarówki
    pachnących owoców podjechało pod moje domostwo a najweselsze w tym jest to, że moi faceci nie jadają dżemów owocowych (jedyny dżem jaki im przechodzi przez gardła to dżem ze świni) więc wysilam inwencję twórczą robiąc … wina i nalewki. W zimie alkoholizm mi grozi bo ktoś to będzie musiał wypić – dom z gumy nie jest i nie mieści się to wszystko….piwnicy brak!!

    Polubienie

      1. Nie narzekać, przetwarzać… jak nie nalewki, to co? Ja robię słoiki dla Żaby, znaczy mąż robi, bo ja w upały niekoniecznie… Uważam, że narzekanie usprawiedliwione przy połowie świniaka, ze wszystkim innym damy radę…

        Polubienie

      2. yyy, a kto? Ja mam 2 lewe ręce, jeśli chodzi o technikę, a tu trzeba coś zagotować, coś schłodzić, znów gotować… On umie, ja nie ogarniam… ale sprzątam po nim, no. Też się czasem przydaję 😉

        Polubienie

      3. jestem istotą niepracującą zawodowo (z wyboru) ale szału dostaję słysząc komentarz NO TOBIE TO DOBRZE NIC NIE ROBISZ PEWNIE SIĘ NUDZISZ tak qrwa z nudów dłubię w nosie, toczę kulki i zastanawiam się gdzie je wystrzelić …. a te tony przetworów to mi Marysia robi, a chleb piecze wróżka, wędliny robi krasnal itp itd – nie narzekam – uwielbiam swój dom i swoje życie ale do cholery poza kieratem DOM-PRACA-DOM-PRACA też jest życie i to całkiem fajne, z pasjami i czasem na normalne funkcjonowanie

        Polubienie

  2. Wczoraj tez zostałam obdarowana, ciepłam do lodówki, dziś schodzę, a ta krwawi. Zanim się zorientowałam, myślałam, że to OM miał jakiś wypadek.. 😂
    No proszę jaka z Tamalugi kulturalna osóbka😀

    Polubienie

      1. ha,ha
        do jęczenia i wzdychania się przyzwyczaiłam, ale żeby tak od razu upust krwi na kafelki, kiedy ja mam niedokrwistość? Toż to marnowanie krwinek! ;p Foch! na lodówkę, rzecz jasna.

        Polubienie

  3. …plosie! Jak to zrobiłaś, że robi, o co prosisz? Plosie, zdradź sekret! Bo mam odwrotnie- Żaba patrzy mi w oczy, mówi ‚taa’ i robi odwrotnie.
    …na owocówki najlepszy płomień. Znaczy- nie jak dziecina pod nogami, tylko, jak już śpi. I Tomek będzie miał zajęcie, bo to zwykle panowie się tak zabawiają.
    To chyba cecha wspólna wszystkich mężczyzn świata – wchodzą, gdy myjesz ostatni talerz [tak miał mój ojciec, wreszcie moja mamuśka wysyczała ‚Przynajmniej byś mnie nie denerwował’ i się skończyło], ostatnią mleko-butlę, ostatnią szafkę w kuchni… jak nic genetyczne przystosowanie!

    Polubienie

    1. Jak miło, że nie tylko z moim facetem tak się dzieje… Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia dlaczego Tamaluga nas słucha. Pozytywne rzeczy przyjmuje się bez zadawania pytań 😀 Ma, oczywiście też swoje humorki, ale ostatecznie wykonuje polecenia.

      Polubienie

  4. Taaaak… muszki pojawiają się znikąd i potem jest batalia. A wszystkiego przecież w lodówce nie schowasz! W tym roku u mnie jakoś spokojnie i w kwestii przetworów i w kwestii darów ziemi. Może to i lepiej…
    Co do buntu dwulatka… Mała przerabia go dokładnie. Od samego rana aż do zaśnięcia. Zaprzeczając wciąż, jakby dla zasady….to kiedyś przejdzie…mam taką nadzieję;)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    Polubienie

  5. 🙂 🙂 No, to teraz na brak pomidorów nie możecie narzekać 🙂 🙂 Ciekawe co przyniesie następny? 🙂 Macie szczęście do warzywnych kawalerów 🙂 🙂 Nie wiem czemu, ale Gwiezdne wojny nigdy mnie nie kręciły… Może dziwak ze mnie…

    Polubienie

  6. Mój bardzo często mi pomaga, w szczególności teraz kiedy jestem nieco unieruchomiona, wcześniej zresztą też była współpraca, ale jak mu się nie chciało to czasem bywało tak:
    On: Wiesz, chyba przydałoby się dzisiaj odkurzyć…
    Ja: Faktycznie, jak coś to odkurzacz jest pod schodami 🙂
    On bierze i odkurza 😀
    Nie ma co, ale musimy sobie pomagać skoro oboje pracujemy po tyle samo czasu, dlatego wymieniamy się często, z odkurzaniem, zmywaniem, gotowaniem, wycieraniem kurzy, i muszę powiedzieć, że działa to całkiem sprawnie 🙂
    Ta Wasza Tamaluga to musi być niezły słodziak 😍😍😍

    Polubienie

  7. Ja tam takich hojnych prezentów bym nie chciała, bo u mnie by się pomarnowało – ja się od miesiąca zebrać nie mogę by zrobić pierogi, a mięsko już namrożone, czeka i czeka… Także stanie w kuchni tydzień, żeby to wszystko po przetwarzać, to raczej nie dla mnie takie rzeczy… Tak a muszki owocówki faktycznie pojawiają się znikąd.. hmmm…

    Polubienie

  8. Hahahahhaha, duszę się czytając Twój wpis bo jeszcze został mi kaszel po przeziębieniu a śmiechu nie mogę powstrzymać choćbym chciała 😂😂

    U nas to nie P. obsypuje moja Mamę owocami i warzywami z ogródka tylko jego rodzice. Kiedy zerwie im się za dużo na działce to ten nadmiar ląduje w mojej kuchni, a Mama potem całymi dniami się nad tym modli, żeby chyba to zniknęło zanim postanowi coś z tym zrobić 😂

    Polubienie

  9. O jaaa! Myślę, że jak nic spotkałyśmy się kiedyś w kinie w Międzyzdrojach! Ja też byłam zboczona na tyle, że zamiast siedzieć na molo to do kina się chodziło 😀 No i popatrz, gdyby wtedy istniał FB, to mogłybyśmy porównać, czy ty i ja zameldowałyśmy się w tym samym czasie w kinie Słowianin 😀 Wiesz, coś w stylu – Izzy czuje się podekscytowana komedią sprzed 10 lat w mieście Międzyzdroje w kinie Słowianin. 😀
    Pamiętam jak rodzice mnie zostawili samą, nie byłam już taka mała w sumie, bo poszli na „Działa Navarony” Wow.
    Ja bunty przechodzę od 3 lat, od dwóch w podwójnej dawce, jeszcze chcesz się licytować? 😛

    „Uwielbiam” dostawiać w prezencie warzywa czy owoce, tzn ogólnie fajnie, tylko musisz coś z tym zrobić. Ja dostałam czereśnie i jabłka. Dobrze, że rodzice przyjechali to zrobili mus do słoików 😀

    P.S. Też sie wkręciliśmy w Powrót Jedi jak leciał ostatnio 😀 Nie to, że widzieliśmy tysiące razy i mamy nagrane, więc można w każdej chwili włączyć 😛

    Polubienie

    1. Fajnie, że podobne wspomnienia mamy. Ja tam z innymi dzieciakami szalałam do woli, ale pamiętam, że raz wieczorem moja mama wyszła z koleżanką i zostawiła mnie w domu wczasowym. Miałam z jakieś 7 -8 lat, a „opiekować” mną miał się syn tej koleżanki, 12 latek. Powiedział mi, że po korytarzu chodzi duch człowieka bez głowy i ja bałam się wyjść do toalety i kilka godzin czekałam do powrotu mamy 😀
      Ja też lubię owoce i warzywa, ale jakoś twoja mama nie chce do mnie przyjechać 😛

      Polubienie

      1. Haha, jestem pewna, że jak ją zabierzesz do Międzyzdrojów na jeden dzień to w zamian zrobi ci przetworów na całą
        zimę 😛
        Jeju ja też ma podobne wspomnienia hahaha jak ktoś coś powiedział strasznego, a potem się siedziało z pełnym pęcherzem, bo bałaś się iść do wc :D:D

        Polubienie

  10. A co do książek i filmów to może zamiast postów (które zawsze będą się wyświetlały jako nowe na stronie głównej) pokombinuj ze stronami witryny? Tam zazwyczaj ludzie mają stworzone strony tzw. „O mnie” i inne, jak stworzysz nową stronkę to wyświetli Ci się ona w menu u góry na blogu. Nie wiem czy o to by Ci chodziło 😉

    Polubienie

  11. Wesoło masz. W sumie to nawet dobrze, że obrotnych facetów znajduje. Jak nie ogórki to ;pomidory, dba o spiżarnie…Także ten, chyba dobrze rokuje związek, przynajmniej na jakiś czas 🙂 I inna sprawa, jak się zasypuje pomidorami to jest co robić, na pilnowanie nie ma tyle czasu. No ja wiem, wiem, pilnować już nie ma jak i po co 😉

    Polubienie

  12. Hahaha, u nas było podobnie! Kilogramy naci przeróżnej proweniencji i ŚLIWKI! Śliwki everywhere!
    Kompotów było co niemiara! A muszki owocówki chyba przejmują nasz dom, bo latały nam ostatnio nad kiełbasą!
    I skąd one tak nagle się biorą?! Nie ma, nie ma i nagle PUFFFF – pojawiają się magicznie w powietrzu od razu w stadzie!

    Polubienie

Dodaj komentarz