Kind of Magic

 

Dzisiaj są urodziny mojej mamy. W przeszłości bywało między nami różnie, ale kocham ją, rzecz jasna. Miałam nawet poświęcić jej ten wpis, ale chyba jeszcze nie jestem na to gotowa. Pójdę więc na szeroko rozumiany kompromis i napiszę o zawodzie mojej mamy, a przy okazji trochę o moim dzieciństwie, bo miał on na nie ogromny wpływ.

Bo ja, poniekąd, wychowałam się w teatrze, a raczej teatr wychował mnie.

Mama przez ponad 30 lat była aktorką teatralną i operową. Co prawda skończyła Filologię Rosyjską, ale tuż po końcowych egzaminach los zdecydował za nią. Ktoś wyciągnął ją na przesłuchanie do teatru. Dostała się i wsiąkła. Kochała tę pracę ponad wszystko.

Krótko po moich narodzinach, wróciła na scenę. Na początku zostawałam z dziadkami, czasami z opiekunką, ale i te opcje wkrótce się wyczerpały. Mama nie miała wyjścia – zaczęła zabierać mnie ze sobą.

Przynosiła mnie w takiej dużej torbie, przerobionej na nosidełko. Podczas prób zostawiała mnie w garderobie, pod okiem inspicjentki lub/i garderobiany. Gdy zbliżała się pora karmienia – wywoływano mamę ze sceny przez mikrofon. Może dzisiaj zainteresowałaby się tym opieka społeczna, ale wtedy czasy były inne.

Ponieważ okazałam się być niemowlęciem raczej bezproblemowym, takie praktyki moja mama uprawiała coraz częściej. Byłam ulubienicą pracowników teatru. Od recepcji, przez obsługę techniczną, aż po chór, balet i solistów. Gdy podrosłam na tyle, by zainteresować się otoczeniem, szybko odkryłam sekretne pomieszczenia, w tym ukochaną rekwizytornię, ale przede wszystkim magazyn z kostiumami.

Jako kilkulatka codziennie przywdziewałam suknię z innej epoki, ogromne kapelusze i dodatki: wachlarze, korony, wianki, rękawiczki. To był cały mój świat.

Przechadzałam się w tych, za dużych strojach, po jeszcze większym  teatrze.

Gdy jako czterolatka oglądałam przedstawienia z widowni, zawsze siedziałam w pierwszym rzędzie. To były zabawne sytuacje, bo występująca mama miała mnie cały czas na oku, ale w razie awarii, nie mogła zejść ze sceny, nie mogła zrobić nic. A awarii nie brakowało, bo która czterolatka usiedzi w miejscu na „Strasznym Dworze”, czy „Halce”, Moniuszki? Nie obyło się więc bez wpadek – wdrapywania się na scenę, wołania mamy i takich tam.

W wieku pięciu lat znałam na pamięć arie z „Toski”, „Traviaty”, „Madame Butterfly” i wielu innych. Było to dla mnie tak naturalne, jak dla innych dzieci wierszyki okolicznościowe. Obejrzałam setki prób i przedstawień, zza kulis, z balkonu, z widowni, gdzie zawsze miałam swoje miejsce. Pomagałam ustawiać rekwizyty, poprawiać kurtynę, siedziałam w budce suflera, biegałam między członkami orkiestry, uczestniczyłam w ćwiczeniach chóru i baletu. W teatralnym bufecie zawsze czekały na mnie przekąski.

Wtedy nie pojmowałam magii teatru, nie wiedziałam, że uczestniczę w czymś wyjątkowym, że nie każdemu jest to dane… Wtedy to była dla mnie codzienność.

Gdy w końcu poszłam do szkoły, nie mogłam już spędzać całych dni w teatrze, ale nadal często tam bywałam. Nigdy nie czułam się jak gość, ale jak członek tej niesamowitej społeczności. Nauczyciele wiedzieli o tym i czasami załatwiali u mojej mamy zniżki na bilety. Jeśli chodzi o mnie, to trochę się tego wstydziłam. Teatr nie był popularnym miejscem pracy wśród rodziców moich rówieśników. Na topie był marynarz, lekarz, nauczyciel. Pytana, niechętnie opowiadałam o teatrze, chociaż moi koledzy i koleżanki byli autentycznie zafascynowani. Zadawali mi mnóstwo pytań, ale ja zmieniałam temat.

Nadal bywałam często na przedstawieniach, czasami na próbach, a już obowiązkowo na premierach. Umiałam docenić talent wokalny aktorów i wyłapać różnice między nimi. Obsady przedstawień znałam na pamięć i miałam swoich faworytów.

Wreszcie nasz teatr podjął współpracę z innymi teatrami, między innymi łódzkim i warszawskim. Miałam okazję i zaszczyt poznać wielu znanych polskich aktorów i muzyków. Tak zupełnie prywatnie. To było niesamowite.

Z biegiem lat zaczęłam coraz bardziej doceniać magię teatru i to, że jestem częścią czegoś absolutnie cudownego. Szczerze tęsknię za tamtymi czasami.

Dlaczego wcześniej tego nie doceniałam? Doceniałam, ale wtedy, gdy bywałam w teatrze. W pozostałe dni roku prawie nie widywałam mamy. Rano budziła mnie do szkoły i jechała na próbę. Gdy miałam mało lekcji widziałam się z nią między 13 a 14, jeśli nie – gdy wracałam ze szkoły już była na wieczornym przedstawieniu. Gdy z niego wracała – ja już spałam. W weekendy nie widywałam jej w ogóle, bo przedstawienia zaczynały się wcześniej i przeważnie nie opłacało jej się wracać do domu po próbie.

Coś za coś?

Jednak jestem wdzięczna Mamie za teatr. Dzisiaj życzę jej dużo zdrowia i spełnienia najskrytszych marzeń. 💗

Mama na scenie:

 

 

 

 

 

Z prawej

 

Z lewej

 

Z lewej

 

I prywatnie:

DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ 🙂

64 uwagi do wpisu “Kind of Magic

  1. O jaaaaaa 😍 Zakochałam się w tym wpisie! Sama uwielbiam teatr i operę, nawet w liceum byłam w klasie o profilu teatralnym. Cała podstawowke spędziłam śpiewając przed szkołą i całym osiedlem, a teraz moja scena jest niecka basenowa albo sala z lustrami 😛

    Wszystkiego dobrego dla Twojej Mamy 😍

    Polubienie

      1. No czasem jak oglądam te wszystkie talent show to żałuję, że w wieku 15 lat mój nauczyciel śpiewu odszedł z klubu garnizonowego :c może teraz bym była w jakimś The Voice of Poland 😛

        Polubienie

  2. Zdaje się że to po niej odziedziczyłaś
    pazur sceniczny, brak tremy i urodę. Cudownie że mogłaś uczestniczyć w takim życiu.
    Mnie dane było grać jedynie skromną rolkę
    w serialu ” TRUDNE SPRAWY” STALKER
    Swoją drogą ciekawa przygoda, ale to nie teatr ….
    Zazdroszczę Twojej mamie😘😎😘😍

    Polubienie

    1. Naprawdę??!! WOW!! Znajdę cię gdzieś w necie?
      Ja mam kosmiczną tremę, wręcz kosmiczną! Nie jestem w stanie wystąpić publicznie. Do tego stopnia, że gdy zaliczeniem z jednego przedmiotu była przemowa przed dwiema (!) osobami – poprosiłam o wpisanie trójki bez występu. Wstyd!
      Moja Wiktoria za to odziedziczyła to po babci, bo zamierza próbować w Szkole Teatralnej w czerwcu. Już od dzieciństwa pchała się na wszystkie sceny i estrady.
      😘

      Polubienie

      1. ja też mam tragiczną tremę… Żeby było śmieszniej – z wykształcenia pianista 😛
        Nie wyobrażam sobie powrotu na scenę, ale uczyć mogę bardzo chętnie 😉

        Polubienie

      2. Trzymam kciuki za Wiktorię.
        Odnoszę wrażenie że aktorstwo to sposób na życie.
        Jeżeli traktuje się to w charakterze pracy ,to zamienia się to gehenną.
        Tak więc życzę Wiktorii najlepszej zabawy.
        Ach ten incydent z Trudnymi sprawami miał miejsce dwa lata temu.
        8 marca 2017 roku była emisja

        Polubienie

      1. Bo się tego nie spodziewałam 🙂
        Co ja bym dała za takie dzieciństwo (no bo wiesz, taka dusza artystyczna), moje raczej polegało na wyskubywaniu trawy z grządek marchewki :/
        A moja matka? Cóż… miała jakiś mur wokół siebie, własny świat. Co z tego że niby była jak nigdy nie przytuliła, nie pocałowała, bo się brzydziła. Gdyby chociaż pracowała to jej nieobecność mogłabym zwalić na pracę, a tak to niczym nie jestem w stanie usprawiedliwić jej braku miłości do mnie.

        Współczuję samotności, ale rodzic bez pracy lub w standardowej pracy nie daje gwarancji jej nie zaznania :/

        100 lat dla mamy!
        A co robi teraz?

        Polubienie

      2. Masz rację, tobie też bardzo współczuję 😦
        Ty przecież jesteś artystyczna dusza, czułabyś się tam jak w domu.
        Moja mama od 20 lat mieszka w Nowym Jorku, także jak widzisz, gdy już przeszła na emeryturę i mogła ten wspólny czas nadrobić to wzięła i wyjechała. Ona chyba nigdy nie była zbyt rodzinna. Tam ma pracę i dodatkowo też działa artystycznie.
        Dziękuję w jej imieniu za życzenia 🙂

        Polubienie

      3. To dziwne że nie miała potrzeby nadrobienia zaległości.
        Nie masz wrażenia że Twoja mama nie dojrzała do macierzyństwa?

        Dobrze że chociaż babcią jest fajną, ale tak na odległość to chyba też nie do końca tak jak powinno być.
        Odwiedza Was czasami? Zamierza wrócić kiedyś do Polski? Nie chciałaś wyjechać do niej? Albo 20 lat temu z nią?

        A nie będzie niezręcznie gdy zapytam o Twojego tatę? Nie zauważyłam żebyś o nim pisała.

        Polubienie

      4. Mama po prostu bardziej stawiała na karierę. Babcią jest cudowną, odwiedza nas raz na rok lub na dwa lata, ale przez pierwsze 5 lat nie mogła przyjechać do kraju. Gdy wyjeżdżała miałam już dziewczynki, więc nawet nie myślałam o tym. Ale w sumie jakoś nigdy nie chciałam tam wyjechać. Dziewczyny były u niej rok temu. Poza tym dzwoni często, z Oliwią jest na skypie co weekend, przysyła czasami prezenty itp. Chyba też tymi rzeczami chce im wynagrodzić nieobecność, bo Tamaluga ma więcej ciuchów niż mogłaby ubrać, więc wspomagam ubogie rodziny. Zapewnia mnie też, że bardzo żałuje wielu zachowań wobec mnie. Kiedyś znalazłam pamiętnik jaki pisała po moim urodzeniu i trochę się zdziwiłam, że byłam chcianym i wyczekanym dzieckiem :-/
        Z tatą nie utrzymuję kontaktu.

        Polubienie

      5. Mhm.
        Dobrze że z mamą macie kontakt i że potrafi przyznać gdzie dała ciała.
        Dobrze jest czasami sobie od serca porozmawiać, tak szczere wyjaśnić pewne sprawy.

        Masz jakieś miłe wspomnienia z dzieciństwa z rodzicami?

        Ja pamiętam tylko jedną miłą rzecz – ojciec opowiadał mi bajki przed snem, a właściwie jedną bajkę o rybaku, piesku i czterdziestu rozbujnikach. Wymyślona na poczekaniu i co wieczór opowiadana trochę w innej wersji 🙂

        A później odsunął się ode mnie i gdy wchodziłem w wiek nastoletni to już był mi całkiem obcy.

        Polubienie

      6. Normalnie czytasz w moich myślach! Zanim tu weszłam usiłowałam sobie przypomnieć najlepsze chwile z dzieciństwa. Przede wszystkim pamiętam ukochanych dziadków, potem dziadków u których mieszkałam, a potem dopiero mamę. Najbardziej lubiłam sierpień, bo spędzałam go zawsze z mamą. No i święta. Wiesz, gdy była przy mnie to nigdy na mnie nie krzyczała, nie mówiąc już o podniesieniu ręki, broń Boże. Nigdy nie zwróciła się do mnie źle, zawsze z czułością. Przytulała, całowała, to muszę jej przyznać. Tylko, że tych chwil było stosunkowo niewiele, a i czyny, podejmowane przez nią decyzje, nie współgrały z tą troską o mnie.
        Takie wspomnienia jak twoje z tatą to się pielęgnuje latami, wiem…
        Coś chyba z tymi facetami nie tak, bo mój były mąż był fantastycznym ojcem dopóki dziewczynki były małe. Potem, tak jak u ciebie – rosły i już nie były „takie fajne”. Dla niego.
        Karina, w razie czego – masz mój e-mail. Możemy sobie tam pogadać, jeśli znajdziesz czas.
        Buziaki!

        Polubienie

  3. Po rodzicach dziedziczy się i złe, i dobre geny, więc urodę i tremę także masz po kimś.
    Nie była mamą z prawdziwego zdarzenia, może więc babcią?
    Zasyłam dla Was serdeczności

    Polubienie

  4. Podobno nie ma na świecie bardziej toksycznej relacji niż matki z córką (słowa pani profesor psychologii). Trudno jest być matką, jeszcze trudniej być matką pracującą, a chyba najtrudniej być córką matki – artystki. Na pewno wiele doświadczyłaś – w tym pozytywnym i negatywnym sensie.
    Samego obcowania z teatrem „od podszewki” oczywiście Ci zazdroszczę. Czytałam Twój wpis z zachwytem wymalowanym na twarzy. Dziękuję za tę niesamowitą wycieczkę za kulisy i proszę o więcej 🙂

    Polubienie

    1. Kochana Makbetko, bardzo ci dziękuję za miłe słowa.😘 W razie pytań – wiesz co robić 😀
      Cóż, łatwo nie było, to prawda.
      Za to ja teraz wiem, że nie ma nic cudowniejszego niż bycie matką córki… razy 3 w dodatku 🙂

      Polubione przez 1 osoba

  5. Twoje dzieciństwo jawi się bajkowo, a przecież takie nie było… dla Ciebie. Dzieci zazdrościły, ale to naturalne, bo inność zawsze budzi emocje, chęć przeżycia czegoś innego niż jego własna rzeczywistość. Nawet zwykła wędzona ryba pałaszowana w domu koleżanki, gdyż we własnym domu tylko jadało się szynki, smakuje wyborniej 😉
    Z dystansu patrzysz na to inaczej i to jest fajne, bo jest dużo zrozumienia zamiast żalu. Mimo że dla własnych córek jesteś zupełnie inną maną.
    Twojej mamie na pewno udało się jedno- ma wspaniałą córkę! I urodziwą tak jak ona 😉
    Najlepszego dla niej!

    Polubienie

    1. Masz rację, trochę bardziej zrozumiałam, ale nie zapomniałam. Tym bardziej starałam się być zupełnie inną mamą dla dziewczynek.
      Ależ, (tu oblewam się rumieńcem) dziękuję moja droga :-)😘
      I dzięki w imieniu mamy 😘

      Polubienie

  6. Az ciezko uwierzyc, ze to prawdziwa historia. To wszystko brzmi, jak scenariusz filmu. Przypomnial mi sie od razu „Czego pragna kobiety” 😛 I widac, po kim odziedziczylas urode 🙂

    Polubienie

    1. Nie oglądałam.
      Czy ja wiem, czy jak scenariusz? Po prostu tak mi się w życiu ułożyło, ale dziękuję za uznanie 🙂 😛
      Och, z tą urodą, daj spokój, no. Ale dziękuję za komplement 🙂

      Polubienie

    1. Jesteś, kochana! 💗 Nareszcie!
      Dzięki, ale bez przesady. Na początku byłam bardzo do ojca podobna, ale mama twierdzi, że wyglądał jak skrzyżowanie Boba Marleya z czeskim aktorem (Szpital na peryferiach) także…

      Polubienie

  7. Hahaha to była naprawdę maciupka rola 😁😜😋
    Właścicielka sklepu
    Lubię takie przygody
    Póżniej zaprosili mnie do Belfra jako statystę, to zabrałam młodego…
    Było inaczej, mniej stresu totalny luz i plejada gwiazd …
    Pojechałam tam, bo uwielbiam książki Żulczyka, który napisał scenariusz…
    Aktorstwo i gra to świetna zabawa
    Twoja mama pewnie poznała całą masę fantastycznych ludzi?

    Polubienie

    1. A ja specjalnie ten odcinek wyszukałam ale tam nie ma sklepu 😦 Jakieś konkrety poproszę, bo teraz ci nie odpuszczę 😛
      No, poznała, poznała. Ja dzięki niej też. Nie wiem czy „masę”, ale kilku na pewno.

      Polubienie

  8. Fajny wpis, nadający się chyba również na Dzień Matki 😀 A w ogóle to czyżby Twoja Mama do Stanów wyjechała robić większą karierę?

    Mnie zawsze fascynują ludzie, którzy mają pasję! Twoja mama pokazała Ci kawałek ciekawego świata. Moja zaś była zawsze w domu, i nigdy nie pracowała – mogę jej więc zarzucić, że była nudna, a ja miałam ciężko z ..wolną chatą” jako nastolatka. Jak widzisz, nie można mieć wszystkiego. 😀

    Polubienie

      1. Nie to akurat było najważniejsze
        Tak jak Ci nadmieniłem to nie było aktorstwo , tylko dobra zabawa i ludzie z którymi mam kontakt do dzisiaj
        Nigdy nie pretendowałam do tego rodzaju sztuki.
        Aktorstwo na poważnie to ciężki chleb
        Gdyby nie przyjaciółka pewnie nie pamiętałabym nawet w czym grałam, to ona jest z tych poważnych 🙈

        Polubienie

      2. Hahaha! Ja nie lepsza; szukałam cię wpisując „Naga prawda” a potem „Trudna prawda” 😂 i zdziwiona, że nic nie ma… Szkoda, że nie wpisałam „Gówno prawda”, bo to brzmi jakby bardziej swojsko 😀

        Polubienie

  9. W takim razie wszystkiego najlepszego dla Twojej mamy 🙂 Wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłem w teatrze (inna sprawa że żadnego w pobliżu nie mam) a Ty miałaś to na co dzień 🙂 Faaaaajnie 🙂 Miłego weekendu 🙂

    Polubienie

  10. Swoją drogą nie bardzo łapię 🧐
    To miał być sarkazm Olitario
    Czy cięta riposta????
    Napisałam na samym początku, że Twoja mama obrała bardzo trudną drogę scenicznej kariery
    Moje pogrywanie w serialkach to zabawa biorąca się z udziału w castingach i przyjmowaniu
    nic nie znaczących ról dla frajdy, przygody i może troszeczkę pasji.
    Albo ja opatrznie rozumie Twoje sugestie, albo Ty pomyślałaś że się przechwalam
    Nie bardzo jest czym.
    Poznałam i owszem plejadę amatorów, aktorów również ale to nie moja bajka.
    To ciężki chleb…

    Polubienie

    1. O, to powiem ci, że jestem zdziwiona, że tak to odebrałaś. Chodzi o to, że mi się kompletnie mylą te programy, i że takie bzdury wpisywałam w wyszukiwarkę. Naprawdę chciałam cię znaleźć z ciekawości, do głowy mi nie przyszło, że możesz się tym chwalić, czy wręcz przeciwnie – wstydzić. Uważam, że to bardzo fajna przygoda i doświadczenie. „Gówno prawda” to miał być żart, że to jedyna prawda, o której wiem, że istnieje w powiedzeniu. Potem zobaczyłam, że to „Dlaczego ja”, czyli kompletnie inny tytuł. Miało być zabawnie, a wyszło jak zwykle. Szkoda.

      Polubienie

      1. 😍😃
        Cieszę się, że to wyjaśniłyśmy
        Tak to bywa w świecie, w którym operujemy słowem pisanym😍🤩
        Chciałam wyrazić podziw dla pasji i pracy Twojej mamy…
        Z pewnością to przykre, że nie było jej przy Tobie i boli Cię wybór kogoś kogo kochasz, ale życie artysty to ciągła pogoń za świecznikiem, bo bez niego niestety nie ma blasku😒

        Polubienie

      2. Też się cieszę. I proszę mi tu w świecie słowa pisanego nie zatracać poczucia humoru, bo bez tego nie da rady.
        Dziękuję 😘 💗

        Polubienie

  11. Super mieć takie wspomnienia – pochodzę z rodziny bez artystycznych korzeni:) ale i tak wszyscy w niej są mocno pokręceni więc samą sztuką było przetrwanie i nie zwariowanie, ale nie ukrywam, że zazdroszczę takich wspomnień.

    Polubienie

  12. Teatr od kuchni? To niesamowite! Nie pomyślałam nigdy, że można się tego wstydzić. Przecież wszystkie dzieciaki zapewne Ci zazdrościły? Nie znały tylko strat jakie z tego tytułu ponosisz… Mama wciąż w pracy 🙁
    W podstawówce miałam koleżankę, której mama również grała w teatrze. Też jej zazdrościliśmy, ale pamiętam w dużej mierze smutek na jej twarzy i fakt, że mama organizowała jej dużo zajęć pozalekcyjnych. Po Twoim wpisie domyślam się, że to dlatego, że była tak mocno zajęta, że dla dziecka nie miała czasu…
    Masz piękną mamę, dużo zdrowia życzę 😍

    Polubienie

    1. Wspomnienia piękne, ale coś za coś, niestety. Nie mam pojęcia czy dzieciaki mi zazdrościły, chyba tak tego nie odbierałam wtedy. Wiesz, to było coś nietypowego, a dzieci nie przepadają za innością, raczej wolą wtopić się w tłum. Przynajmniej ja tak miałam. 🙂
      Dziękuję ci bardzo. 😘😘

      Polubienie

  13. Boże jaka ja nieogarnięta jestem. Przeczytałam post dawno temu i chyba ci w myślach odpisałam hahaha.
    Myślę, że twoje dzieciństwo to spełnienie marzeń każdej dziewczynki. Te stroje, scena, aktorzy i w ogóle taki dorosły świat to musiało być fantastyczne doświadczenie! Myślę, że w przedszkolu, czy wczesnych oddziałach szkolnych dzieci raczej nie zazdrościły tylko podziwiały cię (zazdrościły w sensie „ojej też bym tak chciała”) Pamiętam jak w mojej grupie w przedszkolu była taka dziewczyna, której mama przychodziła zawsze na nasze bale przebrana za królową. Czarne włosy, młoda, piękna, biała suknia błyszcząca srebrem. Wzdychałam w powietrze 😉 i myślałam sobie, że moja mama jest taka zwykła przy niej…. Dopiero gdzieś tam potem doceniłam inne rzeczy.

    W ogóle jeszcze odnośnie zdjęć, pięknych zresztą, to powiem ci, że ja uwielbiam zdjęcia z tamtego okresu. Teraz dzięki aparatom cyfrowym mamy ich tysiące, wtedy może kilka z jakiegoś okresu, ale były wyjątkowe.

    Jeszcze taka jedna myśl po przeczytaniu komentarzy mi się nasuwa. Nie wiem, czy ja jestem przez adopcji bardzo wyczulona na te sprawy, czy po prostu taka jestem, ale aż serce mi ściska jak czytam dorosłych ludzi piszących ze smutkiem, że nie czuły się kochane, albo po prostu nie były najważniejsze dla swojej mamy. Dla mnie nie ma nic ważniejszego na świecie niż moje dziewczyny. Nic. Nie wyobrażam sobie, żeby postawić dziecko na drugim miejscu np. po pieniądzach.

    Ściskam mocno!

    Polubienie

    1. Naprawdę? Przychodziła w sukni królowej na wasze bale? Hmmm. Kojarzy mi się to z tymi konkursami Małej Miss w Ameryce. Zwłaszcza z jednym odcinkiem, gdzie nawiedzona babcia, po występie wnuczki sama wyszła na scenę i zaczęła salta i szpagaty robić… Hahahaha!
      Eh, no zdjęcia wtedy były fajne:-) Mój ojciec sam wywoływał w domu i mnie uczył. W łazience była ciemnia… Fajne czasy.
      Ja też sobie nie wyobrażam jak coś/ktoś może być ważniejszy od dziecka…

      Polubienie

  14. No i proszę, jakie zaskoczenie!
    Od najmłodszych lat byłaś VIPem moja droga 😀
    Masz to pewnie w genach! Idziemy na karaoke!!!

    Polubienie

Dodaj komentarz