No, to jestem

Wszystko, co piękne, i tak dalej… Wróciliśmy znad jeziora z uczuciem skrajnego niedosytu, ale i wyciszenia, nostalgii i spokoju. Cóż mogę rzec – zyskaliśmy kolejną miejscówkę na letnie wypady. Mam nadzieję.  Minęły już dwa tygodnie od powrotu, a ja ciągle nie mogę wrócić do rzeczywistości. 
No więc jeszcze tak pozostając w klimacie
Gospodarzami ośrodka było dwóch panów, których imiona i nazwiska umieszczono na oknie „recepcji”. Z nazwiska domyśliłam się, że są spokrewnieni, prawdopodobnie ojciec i syn, a z imion –który jest który. Założyłam, że Józef to ojciec, a Robert to syn, chociaż w zasadzie nigdy nic nie wiadomo. W tym miejscu przypomina mi się odcinek „Beverly Hills 90210”, kiedy to Steve i Brandon ogłosili casting na asystentkę osobistą. Zgłosiły się dwie panie: siedemdziesięciolatka i dwudziestolatka. Napaleni chłopcy nie wiedzieli, która jest która, mieli tylko zapisane ich imiona, a jedno z nich brzmiało „Mildret”. Wyszli więc do poczekalni i oznajmili, że Mildret podziękują i zatrudnią tę drugą, po czym, ku ich zdziwieniu i rozpaczy,  dwudziestolatka wstała i wyszła 😂

Ale wracając. Z imionami miałam rację: Józef tata, Robert – syn. Na miejscu właściwie nie było żadnego. W sensie tak 24 na dobę. Pan Józef tylko przyjeżdżał na godzinę, dwie dziennie (jeśli w ogóle), syna zobaczyłam po raz pierwszy w przeddzień wyjazdu. W związku z powyższym, do wypożyczenia łodzi czy innych atrakcji ustawiała się kolejka, z której nic nie wynikało. Na szczęście my sami się obsłużyliśmy i –żeby nie było – zapłaciliśmy uczciwie gdy już Pan Józef się zjawił. W związku z powyższym, również, nie było komu interweniować, gdy hałaśliwa paczka w sąsiednim domku urządziła sobie biesiadę do 1 rano. Na drugi dzień miałam zamiar ich opieprzyć, ale okazało się, że średnia wieku wynosi 70 lat i dałam sobie spokój. To też tłumaczyło, poniekąd, dlaczego byli aż tak głośni… 😀
Nikt z panów gospodarzy nie poinformował nas też o sali z bilardem. Sama go odkryłam zaglądając do okna. Oprócz stołu bilardowego i tarczy z rzutkami, była też konsola z ogromnymi głośnikami, więc… zrobiliśmy sobie własną imprezę. Klimat trochę PRLowski, i takież usterki, ale… w ogólnym rozrachunku było bardzo fajnie.

Powrót do rzeczywistości, to między innymi przedszkole Tamalugi i przedstawienie, o którym więcej w następnym wpisie. Ale, będąc w temacie przedszkola…
Mój totalny brak pamięci do twarzy jest już chyba wszystkim znany. Jeśli dorzucić do tego (nie)pamięć do osób w ogóle, to rysuje się obraz rozkojarzonej, zakręconej i psychicznie zwichrowanej osoby. Mojej osoby, dla ścisłości. Nie ogarniam matek. Dzieci w sumie też. Chociaż ostatnio poczyniłam postępy, bo dotąd Tamaluga przechodziła załamanie nerwowe, gdy po raz kolejny na zdjęciach nie odróżniam jej kolegów i koleżanek (zamiast cieszyć się, że odróżniam koleżanki od kolegów.) Ale tak w ogóle, to chyba najbardziej nie kojarzę matek. Jakiś czas temu wspomniałam, że namówiły mnie (te mamy) na Whatsappa. Mnie, która nie ma nic wspólnego z mediami społecznościowymi, zatem nie kumając twarzy rodziców i dzieci – na dokładkę – nie mam szansy zweryfikować ich, np. na Facebooku. 
Gdy Tamaluga poznaje kolejną koleżankę na placu zabaw, ja siłą rzeczy, chcąc nie chcąc (a przeważnie bardziej nie chcąc) muszę poznać jej mamę. Wpisuje je wszystkie  do telefonu, kolejno: „Natalia, matka Zosi”, „Alicja, matka Zuzi”, „Beata, matka Kornelii”. I luz. 
Gorzej z tym cholernym Whatsappem. Tam, gdy tylko dołączono mnie do… sekty? Grupy? Zostałam rzucona w wir matek i ich dzieci, i k*rwa, naprawdę nie nadążam! Pół biedy, gdy pisze jedna, bo wtedy kopiuję sobie jej numer, wchodzę na profil i – jeśli mam szczęście i w profilu jest fotka - widzę jej twarz (która nic mi nie mówi, ale przynajmniej wiem jak wygląda). Tylko, że one często piszą wszystkie na raz! To znaczy jedna, po drugiej. Jedna po drugiej! Mają do mnie mnóstwo pytań, na które nie znam odpowiedzi. Może gdybym kojarzyła kto to, i czyja to mama, i dlaczego o to pyta, to jakoś dałabym radę… Ale nie! No, nie! Jedna po drugiej, jedna po drugiej, no napierają z każdej strony!
Dołączyłam do WhatsAppa to tylko z powodu przedszkola, nie mam zamiaru udzielać się na tym polu gdzie indziej. Przybrałam zatem nick, coś w rodzaju „mama Tamalugi”. One nie. Tylko u nielicznych widzę: „Krysia mama Bożenki”, czy „Magda od Kamila”, i te nieliczne kobiety nie mają pojęcia jak jestem im za to wdzięczna. Ale! I tak, gdy zaczynają wszystkie na raz… No, wszystkie na raz… I teraz nagle jakiś Michał, i ja już nie wiem, czy powinnam go znać? Czy Michał to dzieciak z przedszkola, czy Michał to ojciec Adama, pierwszy facet który dołączył do grupy, czy co??? A muszę to wszystko ogarniać, bo podjęłam się pewnego przedsięwzięcia (jak to się stało?) i sama sobie zapodałam taki hardkor. O tym też, w jednym z następnych wpisów. 



18 uwag do wpisu “No, to jestem

  1. U nas dziś przerwa w przedszkolu, bo Zońcia kaszle i kicha… ech. Równo dwa tygodnie chodziła.
    Boszzz. ja te grupy też nie ogarniam. Stworzyliśmy przed okrągłymi urodzinami PT taką, żeby zrobić jej niespodziankę i skończyło się na tym, że dzień wcześniej przyjechałam na imprezę ;ppp

    Polubienie

  2. … łączę się z Tobą w bólu – mam podobny dylemat. Ponieważ jesteśmy w wirze remontów (teraz Ty mi współczuj) mam problem z fachowcami majstrami i innymi typami. DOszło do tego, że zaczęłam wpisywać do telefonu zamiast imiona i nazwiska piszę w książce telefonicznej np : DEBIL OD KOTŁA GAZOWEGO, PADALEC OD TARASU, KUTAFON MURARZ itp i to się sprawdza . Jesteś w trójce klasowej?? :)))))))

    Polubione przez 1 osoba

  3. Na moje szczęście wszystkie geny do rozpoznawania twarzy – zarówno te przeznaczone dla mnie jak i te dla mamy- przeszły na mnie, więc ja ogarniam twarze, mama nie. Kiedyś zagadnęła ją jakaś koleżanka w kościele, mama po dłuższej rozmowie pyta ,,ale kim ty kurna jesteś” no i okazało się, że od pół roku chodzą razem do klasy i siedzą ławkę od siebie.
    Niemniej jednak ,,Bożenka mama Zosi” i ,,Magda mama Kamili” to jest jakiś wyższy poziom! Nie dość, że trzeba zapamiętać dwie twarzy i dwa imiona, to jeszcze powiązać je w parę. Ciężki orzech do zgryzienia. Nie zazdroszczę.

    Polubienie

  4. Chryste, jak dobrze że nie mam nic wspólnego z mediami społecznościowymi 😂
    Twój wpis tylko potwierdza, że nie dam się namówić na żadne takie Facebooki i inne WhatsAppy.
    Anizaur…rrrrr

    Polubienie

  5. Ja też musiałam założyć WhatsApp’a z powodu przedszkola i ubolewam nad tym przymusem niezmiernie, bo czytam o rzeczach, które mnie nie interesują, a pewnie jeszcze będę musiała się udzielać. Cóż, trzeba się przyzwyczaić do kolejnego etapu w życiu „mama dziecka chodzącego do przedszkola”, bo podejrzewam, że w szkole będzie jeszcze gorzej 😀

    Polubienie

  6. Ja nie pamiętam ludzi z którymi ponad 30 lat mieszkamna jednym osiedlu i jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza 🙂 Po prostu mamy pamięć stworzoną do wyższych celów niż zapamiętywanie obcych ludzi 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz