Na wstępie mojego kolejnego, jakże uroczego postu pragnę podzielić się z wami radosną nowiną. Otóż nadciąga koniec problemów z nietrzymaniem moczu. Przynajmniej tak obiecano mi w jednym z kilkunastu e-maili zawalających codziennie moją skrzynkę. Nieważne, czy sama borykałam się z tym problemem, czy nie. Najważniejsze, że on, ten problem skończy się szybko. Tak samo szybko pozbędę się haluksów, nadmiaru wody, kłopotów z erekcją i łysienia plackowatego. Czyż to nie są wspaniałe wieści?! Cała drżę z niecierpliwości, nie mogę się doczekać, zwłaszcza tej erekcji.
A z rzeczy bardziej przyziemnych to… neverending bathroom story, czyli niekończący się remont łazienki. Znacie to? Pukniesz w kafelek – odlezą trzy inne. Tak, więc, odlazły. Tomek robi co może, nie mam do niego pretensji. Gdybyśmy chcieli zamknąć się w kilku dniach to:
- Tomek musiałby rzucić pracę i skupić się wyłącznie na łazience.
- Oliwia, Tamaluga i ja musiałybyśmy wyprowadzić się na czas remontu. (O ile wyobrażam sobie życie bez wanny, o tyle bez kibla już niekoniecznie).
- Tomasz wynająłby kogoś do pomocy.
Żadne z powyższych nie wchodzi w grę, zatem…. Zatem, kurwa, no właśnie.
Poza tym, tak zupełnie bez związku zj… zepsuł nam się zlew w kuchni. Bez związku z łazienką.
Ale życie jest cudowne i obfitujące w zabawne sytuacje, jak mniemam po to, by remont ten nam umilić:
Tomasz leży pod zlewem z wężykiem pod pachą i latarką w zębach. Ja stoję, a raczej na wpół klęczę w tak zwanym pobliżu, jako ta, no, przynieś, wynieś, pozamiataj, czyli doręczająca mu potrzebne akcesoria. W pewnej chwili Tomasz dostaje smsa, którego ignoruje. Po chwili dzwoni telefon. „Chuchwa!” rzecze Tomasz, a może rzecze coś innego, ale pod zlewem jest kiepska akustyka, no i ta latarka w zębach…
Dzwoni sąsiad, Misiek z bramy obok.
Po krótkiej wymianie zdań, Tomasz spogląda na mnie przepraszająco. „Muszę wyjść na chwilkę, sąsiad ma chyba jakiś większy problem”.
Większy niż zlew? Na to wychodzi.
Sąsiad Misiek czeka przed naszym oknem, więc chcąc nie chcąc słyszę całą konwersację.
Misiek: Słuchaj, sąsiad, nie jest dobrze.
Tomek: Co się stało?
Misiek: Nie jest dobrze.
Tomek: Ale co się stało?
Mam ochotę wyjść tam i kopnąć ich w kupry żeby przyspieszyć akcję.
Misiek: Miałem niebezpieczne starcie.
Tomek: Z kim?
Misiek: Z jakimś szpiclem, co tu węszy.
Tomek: Jakim szpiclem?
Misiek: Słuchaj, sąsiad: jestem na podwórku, godzina 20, podchodzi do mnie facet… Rozumiesz?! Podchodzi. Facet. Do mnie. Wyobrażasz sobie?!
Ja (w myślach): Trudno mi to sobie wyobrazić.
Tomek: …………….
Misiek: I facet pyta, jak tu się mieszka. Znaczy w naszych blokach. Czy tu patologia jakaś, czy coś… Normalnie bezczelnie się pyta!
Tomek: …………
Misiek: Podobno facet chce tu wynająć mieszkanie.
Tomek: No i co w tym dziwnego?
Misiek: No, jak to?! To jakiś szpicel! W środku nocy?!
Tomek: Mówiłeś, że była dwudziesta.
Misiek: Właśnie! Jeszcze był w cywilu, dla zmyłki. To podejrzane! O co mu mogło chodzić, o co mu mogło chodzić…?
Tomek: Może o to, że chce wynająć tu mieszkanie?
Misiek: Prawda, że podejrzane? Poza tym był z psem!
Tomek: Być nie może!
Misiek : Przysięgam: był z psem!
Tomek przygląda się sąsiadowi uważnie. Jest ciemno, a Tomasz ma słaby wzrok, ale i tak mógłby przysiąc, że sąsiad trzeźwy. Nie wygląda też na takiego, co zażywa, tak zwane, substancje.
Tomek: Czy to jest właśnie to, co chciałeś mi powiedzieć, teraz, natychmiast i już, odrywając mnie od ważnej roboty?!
Misiek: No tak! Od razu sobie, sąsiad, o tobie pomyślałem, bo taki mam respekt do ciebie, tak cię szanuję, wiesz?
Tomek: …….
Misiek: ………..
Tomek: Wiesz co, sąsiad? Następnym razem, gdy ktoś tam bezczelnie podejdzie do ciebie z psem i zagada o warunki mieszkaniowe to się nie zastanawiaj. W ogóle się nie zastanawiaj. Od razu wal w mordę!
Misiek: Racja, sąsiad! Dzięki…
^^^^^^^^^^^^
Znalazłam w piwnicy słoik kiszonych ogórków. Według nalepki pochodzą z 1989 roku. Czy ktoś orientuje się jak długo mogą przetrwać ogórki? Będę wdzięczna za wszystkie, nawet najbardziej niedorzeczne komentarze. Zwłaszcza za takie.