Z pamiętnika ciężarówki

Chciałam po raz trzeci zostać mamą. W mojej głowie to było takie proste…
Jak to w ciąży?! To niemożliwe! No dobra, możliwe, z biologicznego punktu widzenia, a co z innymi punktami? Przecież ja nawet nie mam pracy! Mam, za to małe mieszkanie i czterdzieści lat. CZTERDZIEŚCI! Najwyraźniej dziecku nie robiło to różnicy.
Byłam przerażona i szczęśliwa. Szczęśliwa i przerażona.
Tomek szalał z radości. I płakał. Płakał i szalał.
Potwierdzenie ciąży jest formalnością, popartą jednak niewyraźnym zdjęciem USG i wyraźnym biciem serduszka.
Oboje z Tomkiem nie możemy skupić uwagi na zwykłych codziennych sprawach i szczerzymy się do siebie jak Joker z Batmana.
Sterczę przed łazienkowym lustrem częściej i dłużej niż zazwyczaj. Czy już coś widać? Hej, Mały Człowieku! Zachowuję się jak nastolatka, a przecież to moja trzecia ciąża. No tak, ale od czasu ostatniej, minęły lata świetlne. Po uważnej lustracji brzucha, przechodzę do twarzy. Zauważam nowe zmarszczki w kącikach ust – uśmiech Jokera zbiera pierwsze żniwa. Naliczam też półtora worka pod oczami – nie wygląda to dobrze. Swoją drogą, ciekawe dlaczego pod lewym jest tylko pół, może to kwestia spania na prawym boku?
Planuję jak najdłużej zachować ten sekret dla siebie, jednocześnie chcąc powiedzieć o nim całemu światu… Dziwny stan. Przede wszystkim jednak muszę powiedzieć dziewczynkom, tylko jak? Tego chyba boję się najbardziej. Czekam na dobry moment, ale ten chyba nie istnieje. Tymczasem oglądamy razem film, w którym matka nastolatków zachodzi w ciąże. Spoglądam na córki ukradkiem: scena porodu, jak zwykle, wywołuje u nich obrzydzenie. Zbieram w sobie całą odwagę i pytam, czy chciałyby mieć jeszcze rodzeństwo. „Nie!” – odpowiadają po prostu.
Niepotrzebnie się martwiłam. Wiktoria tak się cieszy, że od razu chce wrzucić na Facebooka zdjęcie z USG. Oliwia, jak zwykle powściągliwa, kiwa głową i pyta czy dziecko będzie dzieliło z nimi pokój…
Jestem w ciąży – oznajmiam podczas spotkania z przyjaciółmi, po czym zapada cisza. Kocham takie wejścia. Po kilku sekundach konsternacji – rzucają się do całowania.
Odbieram wyniki analizy krwi i nie jest dobrze. Mam wysoką „glukozę na czczo”.
Nie tyję, a wręcz wydaje mi się, że chudnę. Nie mam żadnych zachcianek ani wahań nastroju. Mam za to zgagę. Królową wszystkich zgag. I bóle głowy.
To jednak cukrzyca, cholera. Dostaję glukometr i przykaz ścisłej diety. Płaczę Tomkowi w mankiet.
Co za pokręcony stan! Pasmo niekończących się dolegliwości poprzeplatane z pasmem szczęścia długotrwałego.
Chodzimy na spacery. Codziennie. W ogóle dużo czasu spędzamy razem, tak rodzinnie.
Jestem przepełniona miłością i ogniem w przełyku.
Według badań prenatalnych moje dziecko jest zdrowe. MOJE DZIECKO – jak to cudownie brzmi! Na pamiątkę dostaję trójwymiarowe zdjęcia USG, nad którymi rozpływamy się z Tomkiem w zachwytach, i które od razu pokazujemy dziewczynkom. „Co to? Siusiak? – pyta Wiktoria pełna nadziei na brata. „Nie. To pępowina” – odpowiadam.
Albo zwariuję, albo w końcu urodzę. Stawiam na to drugie. Tak, czy inaczej, przejdziemy przez to razem – mówię do brzucha.
Mój każdy dzień składa się 6 posiłków, 7 ukłuć glukometru, 4 zastrzyków z insuliny. Tracę zapał do spacerów, bo niby kiedy mogę wyjść z domu? Zaciskam zęby i walczę dzielnie, chociaż czasami przychodzi załamanie. Jak dobrze, że mam przy sobie Tomka.
Nie opuszczam żadnej wizyty u pani doktor, prowadzącej moją ciążę. Jest sympatyczna, ale niewiele mówi. O wszystko muszę pytać, wszystkiego się domyślać. Czasami nie mam już siły, i milczymy razem. W dzisiejszych czasach, lekarze przekazują coraz mniej informacji, bo i po co, skoro pacjent wszystko może sobie wyguglować. Gugluję,więc, i gugluję, odkrywając u siebie coraz więcej chorób i popadając w coraz większą paranoję. Tomek puka się w czoło i chowa przede mną laptopa. W nocy czuję pierwsze ruchy maleństwa.
Nasze życie, dotąd nieco zdezorganizowane, nabiera wreszcie rytmu. Powoli przyzwyczajam się nawet do insuliny i diety.
Zmieniam diabetologa, u którego każda wizyta polega na podwyższeniu dawki insuliny. Jak tak dalej pójdźie, to w końcu podłączy mnie do kroplówki.
Bolą mnie plecy. Masaże Tomka są fantastyczne. Uważam, że minął się z powołaniem. Czuję jednak, że nie obejdzie się bez maści przeciwbólowej. W każdej aptece słyszę to samo: żadnej maści bez konsultacji z lekarzem. Także tego…
Odczuwam dziwne ciążenie w kroku, o czym niepotrzebnie mówię Tomkowi. „To grawitacja” – odpowiada niezrównany mistrz dowcipu.
Dziewczyny wybierają imiona dla dziecka. Prześcigają się w najdurniejszych pomysłach, których staram się nie komentować.
Wizyty u kolejnych lekarzy i kolejne badania. Jedno z nich – cytologia – ujawnia zaawansowane komórki nowotworowe. Kierują mnie na kolposkopię.
W poczekalni, w ręce wpada mi poradnik „Rozkoszuj się ciążą”. Puszczam wiązankę przekleństw.
Dostrzegam u siebie pierwsze huśtawki nastroju. Czy ktoś już to zauważył? Nie jestem do końca pewna, czy to sprawka hormonów, czy stres związany z ciążowymi chorobami. W jednej minucie popłakuję cicho, w następnej wybucham niekontrolowanym śmiechem. Poważnie rozważam wizytę u psychiatry i mówię o tym Tomkowi. Jeśli liczyłam na jego wsparcie, to byłam w błędzie – odpowiada, że na psychiatrę za późno o całe lata.
Tomek głaszcze mój, coraz większy brzuch, gada do niego i puszcza Maleństwu muzykę przez słuchawki.
Oboje zdecydowaliśmy, że nie chcemy poznać płci.
Wyniki kolposkopii nie są tragiczne, ale na tyle niepokojące, że sugerują mi cesarkę.
Dzidziuś jest już taki duży i tyle potrafi! Chłonę internetowe informacje na ten temat i nie mogę przestać się uśmiechać.
Problem z wybuchami śmiechu, rodzi następny – nietrzymanie moczu. A ja myślałam, że to częste sikanie jest problemem – jakże się myliłam! Do tej pory przynajmniej robiłam to świadomie… Ostatnio podczas spaceru stwierdziłam z przerażeniem, że odeszły mi wody… Tomek tylko popukał się w czoło.
Ciąża, nie ciąża, podpis musi być – zaliczam wizytę w Urzędzie Pracy. Mój brzuch jest już duży, więc ludzie robią mi miejsce na ławce. Czekając na swoją kolej, przyglądam się „bezrobotnym”. Matka z czwórką dzieci, facet o kulach, dwóch żulów i ciężarna. Oto przekrój polskiego społeczeństwa. Wybucham śmiechem i oczywiście popuszczam w majtki. Idealne podsumowanie obserwacji.
Sąsiadki zaczepiają mnie kilka razy dziennie. Nawet te, które dotąd nie mówiły mi „dzień dobry”. Teraz zadają mi mnóstwo pytań, w tym moje ulubione: „Jeszcze nie urodziłaś?”
Mam przeczucie, że to dziewczynka. Na przekór całej reszcie świata, która twierdzi inaczej.
No, to chyba już…
Szczęście
Strach
Panika
Panika
Szczęście!!!
Teraz stoję nad łóżeczkiem i patrzę jak śpi.
Nie wierzyłam, że to możliwe. Nie wierzyłam, że znajdę jeszcze w sobie tyle miłości, cierpliwości i odwagi.
Moja cudowna Tamara.

16 uwag do wpisu “Z pamiętnika ciężarówki

  1. Uff, opowieść, jak przejażdżka kolejką na wesołym miasteczku! Całe szczęście, że wszystko się dobrze skończyło. Też nie lubię nazywania ciąży błogostanem, ani w ogóle żadnym wesołostanem.

    Polubienie

  2. Pięknie ❤
    Kiedyś wydawało mi się, że jak już zajdzie się w ciążę to już prawie tak jak by się dziecko urodziło. Bardzo się myliłam. Moja ciąża trwała zaledwie kilka tygodni i wtedy chyba dopiero poznałam znaczenie słów "Nie ważne jaka płeć, byle było zdrowe"
    Dla niektórych to faktycznie kontemplacja brzucha, sesje foto, selfie, bluzeczki z napisem "puk puk jestem w środku" i takie tam, a dla niektórych to szukanie krzaczorów, by móc spokojnie zwymiotować 😉

    Myślę, że twoje ostatnie zdanie to kwintesencja całego czekania i cierpienia w ciąży, ja tego nie doświadczyłam tak w dosłownym znaczeniu porodu, ale to racja, że jak patrzysz na śpiące w łóżeczku dziecko to wszystko inne idzie w niepamięć.

    Super macie rodzinkę, kobitki rządzą!! :)) Dzięki najmłodszej i ciebie oceniają młodziej, zresztą po 35 roku to już się nie liczy lat. Ja gdzieś w mojej psychice stanęłam na tym, że moi rodzice mają 45 lat….

    A tak na koniec. Moi znajomi mieli 2 synów i chcieli córkę, jak możesz zgadnąć niedawno urodził się 3 syn. Ciekawa jestem, czy jeszcze będą próbować 😉

    Pozdrowionka

    Polubienie

    1. „Puk, puk, jestem w środku” i szukanie krzaczorów – idealnie to określiłaś. 🙂
      Nooo kobitki rządzić muszą! Ja też mam kilka koleżanek z 3 synów, a jedna ma ich… 5. Już dawno odpuściła 😀
      Z drugiej strony, gdy ją odwiedzałam, byłam w szoku: jeden brat drugiemu w lekcjach pomagał, inny sprzątał, jeszcze inny zmywał… Aż mi szczena opadła na podłogę.
      Przykro mi, że miałaś takie przeżycie. Mogę sobie tylko wyobrazić jak się czułaś 😦 Ale, tak jak mówisz – patrzysz na śpiące córeczki i po sercu rozlewa ci się masełko. I myślisz już tylko o tym, co dobre.
      Fakt, że dziecko odmładza – przynajmniej tak mi mówią. Eh, gdyby nie te zmarszczki… I kręgosłup już nie ten… 😀

      Polubienie

      1. Zmarszczki kochana to od uśmiechania się, ja mam od zawsze 😉 Podobno dodają uroku (tak powiadają a jaka jest prawda to nie wiem)

        Niech ci nie będzie smutno, na szczęście tamte wydarzenia to przeczytana książka do której nie wracam, mam nowe książki, czasem wydaje mi się, że dużo lepsze 😉 Miało to sens wszystko, ja w to wierzę, wyobrażasz sobie, że w moim potomstwie ujawniłyby się geny np.po moim teściu? A tak problemu nie ma 😉

        Czytałaś może, że pewnej rodzine w Anglii urodziło się ostatnio 20 dziecko?! Masakra… Chyba, że to właśnie na zasadzie jedno wychowuje drugie, pomaga w lekcjach, ubiera itd. Kocham dzieci, ale 20 to sama nie wiem… Wolę, żeby moje były dziećmi, a nie małymi rodzicami dla swojego rodzeństwa.

        Polubienie

      2. Na czole to chyba od dziwienia się. Na szczęście nowe już nie będą się tworzyć, bo chyba nic mnie już nie zdziwi 😀
        20 dzieci? Boszszsz. Ja nigdy nie angażowałam żadnego dziecka do pomocy przy rodzeństwie, bo to nie ich obowiązek. Tym bardziej cieszy, gdy same z siebie to robią. 🙂

        Polubienie

  3. Cała 9-miesięczna historia w skrócie z tak pięknym zakończeniem 😍 Cudnie, ja też już nie mogę się doczekać kiedy będę stać nad łóżeczkiem i nie będę mogła uwierzyć, że w końcu mnie to spotkało 😊😊😊

    Polubienie

  4. Trafiłam na ten post błądząc sobie po Twoim blogu! Genialnie napisane! Jak z resztą wszystkie Twoje posty… Ja póki co potrafię nazwać ciążę błogostanem i mam nadzieję, że nic tego nie zmieni, ale różnie może być… 😀 A mam pytanie? Bo dobrze kojarzę, że dziewczyny nie są Tomka? Czy pomyliłam osoby? Jeśli się nie mylę to Tamarka jest pierwszym Tomka dzieckiem?

    Polubienie

      1. No to nic dziwnego, że tak skakał z radości 😉 A ja chyba jutro bede czytac calego Twojego bloga od poczatku – nie wiem czemu jeszcze tego nie zrobiłam. Może dlatego, że ciężko tak wszystkie blogi wyczytac od deski o deski. ;D Ale złapałam się na tym, że Twoje posty są jednymi z tych na które czekam, wiec chyba nie mam wyjścia jak nadrobić zaległości 🙂

        Polubienie

Dodaj komentarz