Nie znam człowieka, kojarzę surykatki

Nie znam człowieka.

Żadnego.

No, może ze czterech, czy pięciu. Rodziców, bo z dziećmi jest nieco łatwiej: kojarzę siedmioro. Siedmioro z dwudziestu. Też niezbyt imponujący wynik, biorąc pod uwagę fakt, że Tamara jest w tej klasie od dziewięciu miesięcy. I też fakt, że dwie dziewczynki znam jeszcze z przedszkola, więc się nie liczy. Na szczęście wraz z nastaniem cieplejszych dni, spotykamy się na ogniskach, grillach, festynach i urodzinach. To naprawdę dużo ułatwia. Chociaż, mój Tomek ostatnio mnie przebił w tej niewiedzy, i tak się popisał, że ręce opadają. Na leśnej polanie były wyprawiane urodziny Lilii, koleżanki z klasy Tamalugi. Gdy dotarliśmy na miejsce, Tomek rzucił się z urodzinowymi życzeniami do pierwszej napotkanej dziewczynki. Pudło. Złożył, więc życzenia drugiej – też pudło. W końcu matka jubilatki zlitowała się nad nim i powiedziała, że Lila jest w lesie i zaraz wróci…

Boszszsz…

Ale wracając: to JA nie mam pamięci do twarzy w ogóle, i wielu z was już to wie. W moim przypadku to jest jak choroba jakaś, której kompletnie nie ogarniam. Na studiach przekonałam się, że moje niejarzenie twarzy może stanowić poważny problem na kierunku, który obrałam. Kto, jak kto, ale dziennikarz to chyba powinien czaić ludzi, nie? Przynajmniej tych, z którymi przeprowadza wywiad… Także, no. Spuśćmy zasłonę miłosierdzia, w świeckich kręgach zwaną kurtyną, i tak dalej.

Ale! Na swoje usprawiedliwienie (a bardzo mnie to męczyło) mam to, że podobna przypadłość dotyczy niemal 1/3 społeczeństwa. Kiedyś pisząc jakiś tekst na zamówienie, przeczytałam książkę na temat różnych dziwnych przypadków. Oczywiście najbardziej zainteresował mnie rozdział o nierozpoznawaniu twarzy. Ogólnie coś tam, coś tam w mózgu, odpowiedzialne za przypisywanie rysów twarzy do osób… nie działa. Czy coś. Jednak zagłębiając się dalej w lekturę, dowiedziałam się, że mój przypadek, choć niepamięć dotyczy ludzi, których już poznałam (a nawet 2 albo i 3 razy!) a ich nie kojarzę,  i tak jest dość lajtowy. Okazuje się bowiem, że niektóre osoby z tą przypadłością nie są w stanie rozpoznać swoich najbliższych na zdjęciach, a czasem nawet na żywo! Jednak prawdziwym hardkorem było dla mnie doczytanie, że są i tacy, którzy… nie rozpoznają samych siebie w lustrze… Możecie to sobie w ogóle wyobrazić? Szok!

Ale! Zostawiając to i wracając do studiów. Ostatnio czytając recenzję jednej z książek na zaprzyjaźnionym blogu, przypomniałam sobie o dreblach. To są takie opowiadania, które muszą zawierać dokładnie 100 słow. No i fajnie, no i spoko, jeśli ma się nieograniczony czas i pomysł na temat. My nie byliśmy takimi farciarzami, bo dostaliśmy 5 minut na napisanie takiego tekstu, zupełnie bez przygotowania. Pańcia Pegi wzięła nas z zaskoczenia. Zanim zdążyłam ogarnąć, że mamy jakieś zadanie, nie mówiąc już o zrozumieniu na czym polega, padła komenda „Start!”. Zamknęłam oczy i próbowałam przywołać w myślach jakiś fajny, konkretny temat, ale do głowy przyszły mi surykatki. Z nikąd, czyli z tak zwanej dupy lub z kosmosu. (Co tylko świadczy o stanie mojego umysłu, i wtedy, i teraz, i zawsze, tak ogólnie). Zaczęłam więc bez namysłu, bo namysł to strata czasu, pisać o życiu surykatek, byle zmieścić się w czasie. Powstał oczywiście stek totalnych bzdur, których nawet nie miałam czasu przeczytać przed oddaniem pracy. 5 sekund przed końcem policzyłam słowa, wyszło mi 97. Nie mając pojęcia co jeszcze mogę dodać do, jakże idiotycznych ciekawostek z życia tego gatunku, dopisałam: „Czytała Krystyna Czubówna”. Nie pamiętam co dostałam za tę pracę, czy w ogóle była na ocenę. Pamiętam za to, że pani Pegi po przeczytaniu wszystkich prac, przyglądała mi się znad biurka przez dłuższy czas. Gdy później tekst ten przeczytał Tomek – dosłownie padł ze śmiechu i nie mógł powstać. Nie omieszkał on zresztą przeczytać go naszym znajomym, także… Uprzedzając pytania: twarze surykatek ogarniam, gdyż są do siebie podobne. No i fajnie.

10 uwag do wpisu “Nie znam człowieka, kojarzę surykatki

  1. Moja mama ma podobny problem z rozpoznawaniem ludzi, których już poznała/ gdzieś widziała. Ale w młodości było gorzej, szczególnie jak np. w kościele podchodziły do niej koleżanki, żeby się przywitać, a mama do wszystkich mówiła ,,a ja cię w ogóle znam?”. ,,Tak, chodzimy razem do klasy od pół roku”. Teraz jej się poprawiło, albo lepiej to maskuje.

    I nie przejmowałabym się tym, ile kojarzycie dzieci czy rodziców z klasy córki. Moi rodzice nie kojarzyli nikogo, oprócz rodziców, którzy mieszkali na naszym osiedlu/ chodzili z moimi rodzicami do szkoły- bo mama miała sklerozę, a tato był dziki i nie lubił ludzi.

    Polubienie

  2. Czasem nasze umysły potrafią nas zaskoczyć w najmniej spodziewanych momentach, prawda? Twój sposób opisu niewiarygodnie barwnych sytuacji jest po prostu niezrównany. Aż chciałoby się więcej dowiedzieć o tych surykatkach 😊

    Polubienie

  3. Ja dawniej miałem problem z niekojarzeniem twarzy. To było w czasach gdy ostro imprezowałem 😉 To było o tyle problematyczne że gdy ktoś mnie wołał to nigdy nie miałem pewności czy chce sie przywitać czy dać mi po mordzie 😉 Z tym że u mnie ta przypadłość była efektem przesadzania z napojami wyskokowymi, a Ciebie o to nie podejrzewam 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz