Emotki

„The Emoji Movie”, USA, 2017, reż. Tony Leondis

 

Od razu wyjaśniam: uwielbiam filmy animowane. Uwielbiam, więc często oglądam. Często oglądam, więc zdążyłam wyrobić sobie pewien próg i dla tego gatunku stałam się wyjątkowo wybredna. Doceniam i oceniam wkład pracy, często dużo większy niż przy „zwykłym filmie” – tutaj kiepski obraz trudno podciągnąć dobrą grą aktorską.

„Emotki” Tonego Leondisa jest kolejnym przykładem na to, by nigdy, przenigdy nie ufać internetowym recenzjom, zwłaszcza z filmwebu. Film wszedł na ekrany kin rok temu i od razu zebrał negatywne opinie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Pomysł świetny, wykonanie też (niesamowita dbałość o szczegóły), idealnie dobrana muzyka.

Fabuła przypomina trochę „W głowie się nie mieści”, tyle, że akcja nie rozgrywa się w umyśle bohatera, ale… w jego komórce. Są, zatem, wszystkie emotikony świata, jest strefa wyrzutków, czyli tych nieużywanych, jest knajpa wirusów ze spamem i koniem trojańskim za barem, jest świat instagramu, popularnych gier, a nawet „chmura”. Wszystko się zgadza, fabuła ciekawa, zabawne dialogi i komiczne sytuacje, przy których wybuchałam śmiechem. Twórcy idealnie odtworzyli wirtualny świat, z jednoczesnym, wyraźnym przesłaniem, że kontakty międzyludzkie są jednak najważniejsze.

Świat zamknięty w jednym telefonie, jednego chłopca. Każda emotka ma swoje zadanie, każda wyraża tylko jedną emocję, poza emotką, a raczej emotkiem o imieniu Minek. Okazuje się, że posiada on całą gamę „wyrazów twarzy”, co skojarzyło mi się z filmem „Niezgodna”. Tak jak w „Niezgodnej”, i tutaj Minek staje się wyrzutkiem i musi uciekać, by ostatecznie uratować cały smartfonowy świat. Po drodze, oczywiście przeżywa przygody i nawiązuje przyjaźnie.

Czytając negatywne opinie (czytaj: miażdżące hejty) zauważyłam, że ich podstawą jest… tematyka filmu. Hejterzy (bo trudno nazwać ich neutralnymi recenzentami) zarzucają filmowi propagowanie złych nawyków wśród dzieci, przyklaskiwanie wirtualnym formom komunikacji. Ku*wa! Takie właśnie mamy czasy! Zamiast poddawać się hipokryzji, udając, że „mojego dziecka to nie dotyczy” – twórcy wyszli naprzeciw rzeczywistości. Przede wszystkim trafiając do dzieci z tematem – trafili w dziesiątkę! Poza tym, to przede wszystkim opowieść o przyjaźni, miłości rodziców do dziecka i – wbrew pozorom – o wyższości kontaktów personalnych nad wirtualnymi. („Nie wiedziałem, że ma tylu znajomych”. „To nie są jego znajomi. Oni go tylko lajkują”.)

Autor wybrał taką właśnie formę przekazu, która najlepiej trafi do młodego pokolenia.

Jeszcze jedna ważna rzecz – film ukazuje emotki jako pewnego rodzaju terapię. Jeśli dziecko ma problem z wyrażaniem uczuć, jest nieśmiałe, nie potrafi dobrać odpowiednich słów – tu właśnie wkraczają emotki. Jeśli mogą one w tym pomóc – podpisuję się pod tym rękami i nogami.

Film polecam całym rodzinom i dzieciom trochę starszym od Tamalugi, czyli takim , które już śmigają po aplikacjach w swoich komórkach i wiedzą, co i jak. Będą zachwycone.

17 uwag do wpisu “Emotki

  1. Och, Filmweb, Filmweb… Dawno mi już też podpadł. Słabe i zupełnie przeciętne filmy zbyt często mają bardzo dobre noty, a ciekawe pozycje giną w morzu niezrozumienia i bezpodstawnej krytyki…

    Dzieckiem już nie jestem (chyba?) ale też chętnie obejrzę sobie tą bajkę. Dzięki za recenzję!

    Polubienie

    1. Zgadza się.
      Chociaż, widzę, że Emotki zebrały nawet Złote Maliny w kilku kategoriach 😦
      W każdym razie mi się podobały (mojej 18 letniej Oliwii też, bo my wszystko razem oglądamy:)) ale, to tylko nasze zdanie. Jeśli uda ci się obejrzeć, to jestem ciekawa twojej opinii. Może nie jesteś dzieckiem, ale Damacjusz… Chociaż on pewnie jeszcze po komórce nie śmiga? 😀

      Polubienie

  2. Byliśmy z Dziubasem w kinie na „W głowie się nie mieści” – odczucia z filmu mam dzikie jak stado guźców, bo kilka godzin wcześniej dowiedziałam się, że jestem w ciąży a Dziubas zaproponował zbombardowanie mnie pozytywnymi emocjami ;)))

    Polubienie

Dodaj komentarz