Wyjście do ludzi

Tamaluga – odpukać i splunąć trzykrotnie przez lewe ramię – już drugi tydzień jest w przedszkolu. Ciągiem. Bez kataru. Sukces. Taki sukces, że aż podejrzane. Tomek zawozi ją i przywozi rowerem, więc nie miałam ostatnio pretekstu żeby wyjść z domu.

W zeszły poniedziałek ubrałam się ładnie i aż chciało mi się wyjść do ludzi, poszaleć i zabawić się. W ramach śmiałego planu (wyjścia do ludzi, szaleństwa i zabawy) udałam się na lokalny rynek po pół kilo mandarynek (które to, za jednym zamachem zjadła Tamaluga po powrocie z przedszkola). Rynek jak rynek, zaszpanowałam przy straganie, wróciłam do domu, przebrałam się w dresy i zaległam z książką.

We wtorek znowu mi się zachciało ładnie wyglądać i wyjść do ludzi. Zmieniłam, zatem, kierunek i poszłam do sklepu Społem po zakupy. Wróciłam, przebrałam się w dresy i zaległam z laptopem.

W środę poczułam się jakoś tak, że no. Pozostałam w dresach, łyknęłam Gripex Max i zaległam.

W czwartek czułam się jeszcze gorzej, ale nie z powodu przeziębienia, tylko z zalegania.

W piątek wygrzebawszy się z barłogu, byłam zwarta i gotowa zmierzyć się ze światem, czyli pójść po Tamalugę. Mieliśmy pojechać po nią razem, ale Tomek stwierdził, że jest już późno i zanim wyciągnie z piwnicy mój rower… Pojechał sam. Przebrałam się w dresy. Zaległam. Obejrzałam z Oliwią „Top Model”, co nie pomogło, a wręcz pogorszyło.

Tego wieczoru Tomasz ulitował się nade mną. Obwieścił, że otworzyli wreszcie pizzerię naprzeciwko, więc możemy się tam udać na kolację. Serce me się uradowało. Oto miałam powód do wyjścia. Oto miałam powód by ładnie się ubrać. Zajrzałam do szafy i stwierdziłam, że nie mogę ładnie się ubrać, bo nie mam w co. Zresztą, kto by tam przejmował się ciuchami, skoro włosy nie widziały szamponu od wtorku. Stwierdziłam, że mam to gdzieś, bo i tak mamy godzinę do zamknięcia, no i kto tam będzie na mnie patrzył, przy tych zgaszonych światłach, na tym zadupiu mojej dzielnicy. 

Nadeszłyśmy pierwsze z Tamalugą, Tomasz ciągnął się z tyłu. Już przy wejściu opadła mi szczęka. Przez okna widziałam, że jest tłum, wszystkie stoliki zajęte, nie wspominając o braku covidowego dystansu. Stałam tak, trzymając za rękę Tamalugę i chciałam wycofać się dyskretnie. Wtedy wyszedł do nas menager (przysięgam: wyszedł na zewnątrz) kłaniając się (przysięgam: ukłonił się) i zapytał, w czym może pomóc. I wtedy opadła mi szczęka po raz drugi.

– Psysłam zjeść pizzę – uratowała mnie Tamaluga.

– Oczywiście – menager przyjrzał mi się uważnie, a potem zwracał się już tylko do Tamalugi. – Dla ilu osób stolik?

– Tsech – odparło moje dziecko, które może nie wymawia jeszcze „r”, ale potrafi już nieźle liczyć.

– W tym momencie zwalnia się stolik dla państwa – odparł uradowany pan i wprowadził nas do środka.

No i nie było już odwrotu. Weszłam do mocno oświetlonej sali (gdzie te przyciemnione światła?!) , starając się wtopić w tło ściany (w szare kreski czy co tam), pamiętając, że dzisiaj mam  dres i brudne włosy. Czułam się jakby przejechał po mnie traktor. Miałam nadzieję, że nikt nie zwróci na mnie uwagi, ale zapomniałam, że byłam z Tamalugą, która głośno oznajmiła swoje przybycie. Wtedy już wszyscy na nas patrzyli, a przy pierwszym z brzegu stoliku siedzieli moi znajomi z dziećmi. Ucieszyli się na mój widok. Po zachwytach nad Tamalugą przeszli do mnie.

– Jak ty pięknie wyglądasz!

Pozostawię to bez komentarza.

Tamaluga oczywiście przysiadła się do nich, do ludzi, których widziała pierwszy raz w życiu. To bardzo w jej stylu. Zaraz nadszedł Tomek, stolik dla nas się zwolnił, a idąc do niego spotkałam jeszcze trzech innych znajomych, którzy również zachwycili się moim wyglądem. Pomyślałam, że jeśli jeszcze choć jedna osoba to powtórzy, to chyba walnę ją z liścia, wywalą mnie z lokalu i więcej nie wpuszczą. To poniekąd rozwiązywałoby kwestię ewentualnego stołowania się tutaj, z korzyścią dla portfela, gdyż ceny mieli zawrotne.

Pizza też dupy nie urwała. Biorąc również pod uwagę, że za nią nie przepadam. Wino za to mieli całkiem niezłe i rewelacyjną, iście wazeliniarską obsługę.

Wśród tych znajomych znalazła się kobieta, która zamachała do mnie entuzjastycznie. Odmachałam jej mniej entuzjastycznie, wysilając szare komórki i zmuszając je do skojarzenia osoby. Nagle osoba wstaje i widzę, że podąża w moim kierunku.

K*rwa!

Kto to, kto to???!!!

Powitałam ją pogodnym uśmiechem. Na szczęście, gdy tylko otworzyła usta wyjaśniło się skąd ją znam. To była Wera, zwana dalej Mamą Tego Kubusia. Moja najstarsza córka, Wiktoria, od zerówki kumplowała się z Kubą. Kuba był sympatyczny i dobrze się uczył, ale jego matka… Och, jego matka to był okaz nie z tej ziemi. Kobieta nie umiała mówić o niczym innym, tylko o Kubusiu. Każdy, kto zechciał jej wysłuchać musiał dowiedzieć się jaki Kubuś jest zajebisty, niesamowicie niesamowity, mądry, piękny, dobry, utalentowany i szlachetny, a od czasu do czasu pierdzi na tęczowo. W związku z powyższym wszyscy rodzice nazywali ją Mamą Tego Kubusia.

No i „tą razą” (jak mawiała moja babcia), musiałam wysłuchać – a jakże – opowieści o Kubusiu. Najpierw, z uprzejmości,  nie żeby ją obchodziło, zapytała o Wiktorię. Wiedząc, co zaraz nastąpi, zawarłam życiorys mojej najstarszej córki w dwóch zdaniach. Następnie Wera, Mama Tego Kubusia zachwyciła się urodą Tamalugi, potem jeszcze raz, i jeszcze raz, aż w końcu odpaliła telefon i podsunęła mi pod nos najnowsze fotki syna.

– Och, ach, och! – wykrzyknęłam w zachwycie. Jakoś nie miałam serca powiedzieć jej, że po pierwsze niewiele widzę bez okularów, a po drugie na niemal każdym zdjęciu Kubuś jest albo w okularach, albo w maseczce, albo w maseczce i okularach. Także, tego. Zachwyciłam się zatem, mając w pamięci uroczego 12 latka, czyli czasem kiedy po raz ostatni widziałam go na żywca.

Mogłaby tak długo i długo… W końcu zniecierpliwiony małżonek, ku mojej wyraźnej uldze, zagarnął ją do domu.

Wychodziliśmy jakieś piętnaście minut później, a ona wciąż stała przy drzwiach pokazując zdjęcia jakiejś randomowej osobie.

Wróciłam do domu bogatsza o trzy numery telefonów i jedną ulotkę. Przebrałam się w dresy. Zaległam.

46 uwag do wpisu “Wyjście do ludzi

  1. Fajnie że Tamalugi wirusy się nie imają 🙂 Oby tak dalej 🙂 Z tymi wypadami może lepiej się wstrzymaj, by nie powiększać i tak przerażających statystyk 🙂 Sam robię zakupy wczesnym rankiem, by unikać kaszlających ludzi, bo cholera wie co w człowieku siedzi 🙂

    Polubienie

  2. Swoją drogą, nie wiem czy zdjęcia Kubusia w maseczce wypada zachwalać, bo przecież na takich zdjęciach nawet twarzy nie widać 🙂 🙂 Z drugiej strony lepszy np. udawany zachwyt, niż żeby miała się obrazić 🙂

    Polubienie

    1. Herne, polecam ci serial „Brzydula 2” który właśnie wypuścili. Wiesz, że nie jestem serialowa, ale przypadkiem obejrzałam dwa pierwsze odcinki. Ula, kobieta sukcesu i pracoholiczka zaległa w domu na 10 lat, z 3 dzieci. I jej teksty: Gdzie spacerować? Nie wiem, to mój trzeci wózek, więc się nie zastanawiam. Po prostu idę przed siebie! Albo „Marzę o tym, żeby kupić kawę na wynos i spotkać ludzi. Dorosłych ludzi.” 😀

      Polubione przez 1 osoba

      1. Tak, wiem. Mataja robi tu super robotę, jak jeszcze nie znasz to polecam. Już dla niej samej polecam Ci pobrać Instagrama 🙂 A jak już pobierzesz to i „do siebie” zapraszam 🙃

        Polubienie

      2. A ty tak późno, jak mniemam chłopcy polegli? Masz chwilę dla siebie? Skąd ja to znam 😀
        A że i tak już zalegam, to idę „zalec” obok tego, co to już od 5 godzin śpi, bezczelnie i na moich oczach. Życie nie jest sprawiedliwe. O!

        Polubione przez 1 osoba

      3. Ech, co za podły Tomasz. Jak śmiał?!
        A u mnie nie zgadłaś – usypiałam po raz któryś młodszego. Z dzieckiem przy piersi jakoś daję radę pisać, ale rysować to już nie bardzo 😉

        Polubienie

  3. Ech… ja jak już wychodzę, czytaj wyskoczę z dresu to robię maraton, czyli zaliczam jak najwiecej publicznych miejsc i ląduje na koniec na kawie u LP, no bo jak już się ubrałam… i na jakiś czas mam spokój 😀

    Polubienie

  4. Ej, ale czekaj. Dlaczego Ty po domu chodzisz w „jakiś dresach” zamiast w fajnych dresach? WIesz, nie powyciągany podkoszulek tylko ładny podkoszulek. Traktuj każdy poranek jakbyś wychodziła do pracy, no może bez szpilek;) Ale wiesz o co mi chodzi. Osobiście wszystkie dresy wyrzuciłam, zostawiając tylko leginsy do ćwiczeń;) I wiesz, jak się ubierzesz, tak się czujesz.
    A z drugiej strony, może faktycznie w tych dresach wyglądasz świetnie, skoro Ci tyle komplementów powiedzieli?;)))
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy 🙂

    Polubienie

  5. „Pizza dupy nie urwała” – bo to trzeba poczekać 😂

    Ja też nie mam pamięci do twarzy. Potem się ktoś obrazi, że się nie przywitałam, a ja zanim go znajdę w bazie danych, jeszcze z wiecznie załzawionymi oczami na dworze, to juz 5 razy zdą0ży mnie minąć

    Polubienie

    1. 😀
      Myślę, że nie urwała przede wszystkim dlatego że była za krótko trzymana, bo tylu ludzi że zapieprzali.
      Ale to ty się masz witać? A ten ktoś nie może pierwszy? Hehe, ja to czasami odwracam się, albo udaję, że grzebię w telefonie, żeby do mnie nie podeszli, jak nie pamiętam kto to 😀 😀

      Polubienie

      1. No też prawda. Nie muszę zawsze pierwsza się witać, a swoją drogą to dziwna jest mentalność coniektórych osób.
        Ja na dworze jestem serio ślepa. Muszę nosić przeciwsłoneczne okulary nawet w pochmurne dni. To musi głupio wyglądać.

        Polubienie

      2. Ja też tak często mam, że mnie oczy bolą i noszę okulary bez względu na porę roku. A dodatkowo wzrok mi się pogorszył i już w ogóle to czasami ani ludzi nie poznaję ani na nich patrzeć nie mogę 😀

        Polubienie

  6. A ja się zapytowuję: jak można nie lubić pizzyyyyy!!! No jak? Aaaa, wiem, bo jeszcze nie jadłaś tej robionej przez nas 😀
    A na poważnie to ja przyrosłam do moich legginsów, ostatnio szukałam jeansów, bo w zasadzie przestałam się ubierać po ludzku. A najlepsze było słuchaj jak wróciliśmy z wakacji teraz we wrześniu i musiałam dziewczynom znaleźć buty do przedszkola po kilku miesiącach hahaha. Bo wiesz, u nas chodzi się albo na bosaka, albo jak już coś w rutach typu Crocsy 😀 A tu proszę, rano 6 stopni i ni hu hu ani w tym, ani w tym nie da rady.

    Rzadko kupuję sobie jakieś rzeczy na wakacjach, jeśli już to pamiątki. Ale w tym zaszalałam i kupiłam sobie … torebkę, którą upatrzyłam już w tamtym roku, ale kasy mi było szkoda. No i rok myślałam, myślałam i wymyśliłam, że kurde coś mi się też od tego zycia należy. No cóż, siedzę cały czas w domu, ale do przedszkola torebkę z samochodu biorę, a co, no w końcu mam tam cenne rzeczy: chusteczki i kluczyki 😀 Tylko to mi pozostało.

    Trzymajcie się zdrowo, niech Tamaluga jak najdłużej chodzi do przedszkola.
    P.S. Jak ja nie znoszę takich „mam TEGO Kubusia” A fe…

    Polubienie

    1. Prawdopodobnie zraziłam się do pizzy w dzieciństwie. Tak jak i do kalafiora. 😀 Bo to jeszcze były te czasy, wiesz, pierwsza pizzeria w mieście, no to wielki boom, niekoniecznie odnośnie jakości i smaku. 😀
      My też w crocsach po domu i po podwórku. 😀
      No, kochana, to torebka musi być nie w kij pierdział! Zazdroszczę. Ja też potrzebuję torebki, no!
      Dziękujemy i fajnie, że się nareszcie pojawiłaś! 😛
      Buziaki!

      Polubienie

      1. Ależ ja wszystko czytam na bieżąco, żeby nie było! Zapisałam się na newsletter i dostaję świeże wydanie, więc tylko z komentarzami zalegam 😉 Buziaczki :*

        Polubienie

Dodaj komentarz