„Klinika śmierci” to że tak powiem książka na czasie, bo o wirusie. Między innymi. Nie o tym, który straszy teraz, czyli o Covidzie, ale o tym, który straszył wtedy, czyli o AIDS. Dziwnie się ją czyta, inne mamy emocje z perspektywy czasu, gdy wiemy już, że z wirusem HIV można żyć długie lata. Niektórzy się zdziwią, inni przypomną sobie jakie kiedyś budził przerażenie, i że walka z nim była priorytetem każdej kliniki i każdego laboratorium. Mam nadzieję, że z takim samym dystansem i luzem przeczytamy kiedyś książkę o Covidzie.
„Klinika śmierci” została po raz pierwszy wydana na początku lat dziewięćdziesiątych. Coben niczego w niej jednak nie poprawiał, przez dwadzieścia lat nawet do niej nie zajrzał. Wypowiada się o niej z lekkim zawstydzeniem, typowym dla znanego autora, który nagle pokazuje światu zapomniane już dzieło, z początków swojej twórczości. Sam Coben, z wrodzonym poczuciem humoru rozpoczyna ją słowami: „No dobrze, jeśli to moja pierwsza powieść, po którą sięgnęliście, nie czytajcie jej. Zwróćcie ją. Weźcie inną. Nie ma problemu, zaczekam.”
Jednak książkę czyta się dobrze, a fakt, że upłynęło tyle czasu chyba nawet wychodzi na plus. Zresztą, wirus to wirus – książka na czasie? Na czasie. Wszystko się zgadza.
No, to lecimy.
Klinika, o której mowa to znana, prestiżowa placówka w Nowym Yorku, specjalizująca się w walce z AIDS. Jej pracownicy oddają się temu z wielkim poświęceniem, czasami graniczącym z obłędem. Wśród nich jest Harvey Riker, który za wszelką cenę stara się pozyskać środki na badania od znanych i wpływowych mieszkańców miasta. I tutaj pierwszy dylemacik: no, bo żeby zyskać kolejne dotacje należałoby udowodnić sukcesy, a co się z tym wiąże – pokazać ozdrowieńców. Z drugiej strony, pacjenci kliniki to często znane osobistości, z wiadomych względów pragnące zachować anonimowość. Zwłaszcza, że AIDS wówczas kojarzone było głównie z homoseksualizmem, także, tego…
Jednak ktoś bardzo się stara aby o klinice było głośno – seryjnie morduje jej pacjentów. Tych ozdrowiałych, żeby nie było. Policjantowi prowadzącemu śledztwo trudno jest znaleźć powiązania; czy chodzi o AIDS, czy o klinikę, czy o orientację seksualną ofiar.
Dla kontrastu – heteroseksualna para: dziennikarka Sara Lowell i koszykarz NBA Michael Silverman. Oboje sławni, piękni i bogaci, ale oderwani od rzeczywistości, bo tacy mili, skromni i prawdziwi. Powinni żyć długo i szczęśliwie, a nagle świat im się trochę wali. Co zrobisz? Nic nie zrobisz. A może?
Chociaż właściwie od początku towarzyszy nam monolog mordercy, to i tak go nie znamy, a nazwisko nic nam nie mówi. I tu jest haczyk, bo on działa na zlecenie, więc może sobie bywać narratorem bez spojlera. Do końca nie wiadomo, ale kto, ale jak, ale dlaczego i co się wydarzy. Historia jest naszpikowana zwrotami akcji, tak, że niektóre aż wydają się nieprawdopodobne. No, ale sami ocenicie, jeśli dacie facetowi szansę.
Mam ochotę przeczytać tylko po to, by pomyśleć – za parę lat z koroną będzie tak samo, trochę śmiesznie, trochę lekceważąco, a pamiętać będą tylko studenci medycyny… I oby ich było jak najwięcej, studentów znaczy – i oby było tacy mili i tu zostali!
PolubieniePolubienie
Właśnie – byle zostali, ale jeśli nic się nie zmieni to wątpię.
Jak najwięcej dobrych lekarzy i jak najmniej złych wspomnień.
PolubieniePolubienie
Zachęciłaś mnie do przeczytania, przecież czasy AIDS pamiętam, w szkołach toczyły się pogadanki, strach dominował, niektórzy twierdzili, że przez podanie ręki również można się zarazić. Podobnie będzie z covidem, Przy czym zastanawia mnie jedno. Najbardziej dramatyczny przebieg pandemia miała w krajach bogatych; bieda i brak higieny w azjatyckich krajach nie miały takich dramatów, znajoma tam spokojnie pracuje i chodzi na zakupy.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Ja też pamiętam, byłam na przełomie podstawówki i liceum. Pamiętam ten strach i paranoję.
No, proszę, a to ciekawostka… 🙂
PolubieniePolubienie
Nie czytałam, ale na szafce czeka w kolejce jego najnowsza książka. Tylko przed nim mam trzy knigi takie 900 stronowe do przeczytania ;p
PolubieniePolubienie
No, to, powolutku, powolutku…
PolubieniePolubienie
Podwójnie szczęśliwi, nie dość że chorują na AIDS, to jeszcze psychol na nich poluje! A ja marudzę że mam źle! 🙂 Swoją drogą masz ciekawy dobór lektur 🙂
PolubieniePolubienie
Prawda?
I nie wszystko jest tym, czym się być wydaje 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I ja pamiętam te czasy niewiedzy, gdy wiele się nie wiedziało, gdy mówiło się że to głównie choroba homoseksualistów. Dobrze, że już wiemy znacznie więcej i mam nadzieję, że o tym wirusie co teraz zatruwa nam życie, dowiemy się znacznie szybciej tego co powinniśmy wiedzieć, i wrócimy w końcu do normalności.
PolubieniePolubienie
Nic dodać, nic ująć 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba