Jeśli zastanawiacie się jak wygląda nasza łazienka po remoncie to już spieszę donieść: tak, jak i w jego trakcie. Remont, albowiem, moi kochani, wcale się nie skończył. Remont utknął w miejscu, bo nie ma czasu i nie ma komu. Dziwicie się pewnie, dlaczego zatem, ach dlaczego, przekazuję tę nowinę tak spokojnie, bez rzucania mięsem. Otóż, wytrwale ćwiczyłam napisanie tych kilku zdań. Możecie mi wierzyć na słowo, że pierwotny tekst wyglądał inaczej. W przeciwieństwie do łazienki.
Jak by tego było mało, szlag trafił rurę od kibla. Pochylmy się nad tym, przez chwilę jeszcze pozostając w przyjemnym, łazienkowym klimacie. Stara rura, oczywiście została wymieniona na nową i git. Nowa rura jest piękna, smukła i taka jakby bardziej rurowa. Jedyną jej wadą, ale kto by się tam przejmował, jest to że piszczy. Piszczy, moi kochani, tak głośno i przenikliwie jak by przez sam środek sracza przemykał pospieszny do Koluszek. Przemykał, z całą mocą napieprzając w gwizdek, po każdym spuszczeniu wody. Każdym.
Można oczywiście uciszyć dźwięk, zamykając zaworek, tyle że wtedy nie spuści się wody.
Gdy pewnego razu Tomasz, zamaszystym i zdecydowanym krokiem udał się do łazienki, byłam pewna, że się wkurzył i coś w końcu zrobi. No i w sumie zrobił. Nawet kilka rzeczy. Gdy usłyszałam spuszczanie wody, a zaraz po tym znajomy pisk, zamarłam w radosnym oczekiwaniu. I wtedy Tomasz, manewrując zaworkiem……………………………….
…………………………. wypiszczał hymn polskiej reprezentacji w piłce nożnej.
Można?
Jak mniemam, jego zamaszysty i zdecydowany krok powodowały inne czynniki, niż chęć naprawy rury.
Jak to miło, że chociaż jego nie opuszcza poczucie humoru.
>>>>>>
Jako, że nieszczęścia chodzą szóstkami, ostatni długi weekend przechorowałam. Miałam katar, kaszel, nocne drgawki i najprawdziwszą gorączkę, która w momencie krytycznym dotarła do 38, 2! Najpierw nie dowierzałam własnym oczom, więc zebrała się rodzina i każdy osobiście sprawdził. Połączeni w bólu milczeliśmy przez chwilę, a potem kazano mi zostać w łóżku i Absolutnie Nic Nie Robić, co ich samych szczerze przeraziło, już w chwili wypowiadania tych słów. Gdy uświadomili sobie, że ja mogę nagle Nic Nie Robić. Miny mieli jak by zbliżał się Armagedon. Ja natomiast próbowałam oswoić się z nowym stanem, bo po 20 latach już zapomniałam jak to jest mieć gorączkę. Przypomniałam sobie wszystkie dyskusje na waszych blogach, o przeziębieniach i zbijaniu temperatury. Czułam się wtedy taka niepotrzebna i nie w temacie. A teraz – patrzcie na mnie! Nareszcie mogłabym podłączyć się do komentarzy. Niestety, równocześnie bardzo szybko przypomniałam sobie, dlaczego szczerze nienawidziłam tego stanu. Bolały mnie nawet te części ciała, o których istnieniu nie wiedziałam. Smarkałam i kichałam niczym rasowa wyrzutnia rakiet. Podczas jednej z takich akcji poczułam się jak cyborg: moje kichnięcie zakończyło spektakularne brzęknięcie o podłogę. ŁAŁ, myślę sobie, ciskam metalową amunicją! Przez moment pławiłam się w blasku chwały i samouwielbienia, w myślach przyznając sobie dziesięć lajków. Dźwięk chyba jednak nieco mnie przeraził, i po namyśle postanowiłam przyjrzeć się smarkowi. Okazało się, że żaden ze mnie cyborg. Wysmarkałam po prostu kolczyk z nosa. Niby tylko na szerokość stołu, ale i tak ŁAŁ.
>>>>>>>>>
Tamaluga zaliczyła pierwsze świadome Halloween, z Oliwią, przyjaciółką Oliwii Alą i siedmioletnią siostrą Ali. Nie miała kostiumu, bo do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, że gdzieś pójdzie. Ale od czego są kreatywni rodzice: ja namalowałam jej pajęczynkę na policzku, Tomek przytargał z piwnicy kapelusz wiedźmy, a do kurteczki przykleił plastykowe pajączki. Przed wyjściem naświetliłam jej sprawę i pouczyłam, co ma mówić naruszając mir obcych ludzi. Była bardzo podekscytowana, chociaż nie do końca rozumiała, co to jest psikus i po co jej psikus zamiast cukierka, bo jednak chyba woli cukierka. Bawiła się świetnie, potem też, w domu Ali, z którego odebrał ją Tomek, bo było już po 21. Wróciła z ogromną torbą słodyczy i oddała mi ją twierdząc, że cukierki są niezdrowe. NIEZDROWE! MOJA CÓRECZKA! Byłam z niej dumna, strasznie dumna, i chyba pękłabym z tej dumy, gdyby nie Tomasz:
„Dobrze, że po nią pojechałem. Zjadła tyle cukierków, że robiła się już zielona”.