Sztorm, wysokie juju i trauma ludzika

Ostatnie dwa tygodnie były dosyć intensywne (cokolwiek to znaczy), czyli po prostu każdy czegoś ode mnie chciał. Akurat wtedy, gdy mi nie chciało się nic. Ani niczego nie chciałam od nikogo, chyba że spokoju. To może ja to poetycko przyrównam do swojej łazienki. Łazienka, przez większość żywota stoi pusta. Takie odnoszę wrażenie, przechadzając się obok. Wystarczy jednak, że zaplanuję kąpiel, mało tego – uprzejmie poinformuję o tych planach tak zwany ogół, wtedy łazienka przeżywa czasy swojej świetności. Gdy tylko wejdę do wanny, zaczynają się akcje. Zrazu nieśmiałe pukanie, dalej łomot przechodzący w walenie. A potem bezpardonowe wędrówki ludów. Wyjścia mam dwa. Albo nadal nie będę się zamykać i cierpliwie znosić migracje „na” i „z” terenów podmokłych, albo użyję didaka, zwanego dalej skoblem (zapadką, zasuwką) i cierpliwie zniosę pukanie z nawoływaniem włącznie.

Wracając. Gdy tylko zaczynam coś pisać twórczo każdy ma do mnie 6418 pytań i spraw niecierpiących zwłoki. Przoduje oczywiście Tamaluga, ale jej to jest wybaczone.

Aaaa, że mi się nie chce to inna sprawa. Nie lubię gdy ktoś przerywa mi pracę, ale z drugiej strony czasami sama marzę żeby ktoś mi ją przerwał. Choćby i sms.

Pogoda u nas szaleje. Albo upał albo wichura, nic pomiędzy. Na szczęście ostatnio są same ciepłe dni, ale jeszcze nie tak dawno…

Dostaję sms pod tytułem „Alert”. Oczywiście spanikowana, oczywiście robię co? Usuwam bez czytania. Zaraz jednak Wika i jej chłopak też dostają takie smsy. Sztorm na morzu, przechodzi w wichurę w głąb lądu i uprasza się mieszkańców województwa o niewychodzenie z domów, jeśli nie ma takiej potrzeby.

Najpierw jestem pod wrażeniem, jak sprawnie działa u nas system ostrzegania.

Potem naginam ostrzeżenie do swoich potrzeb i prośbę o niewychodzenie z domu traktuję jak prośbę o nicnierobienie. Można?

A że jestem posłuszną członkinią lokalnej społeczności, prośbę traktuję z należytym szacunkiem. Stawiam ostatnią kropkę, zamykam laptop, naciągam kocyk i układam się do drzemki na kolanach Tamalugi. Uważny obserwator dostrzegłby, że dziecko spożywa właśnie arbuza. Uważny (i sympatyczny) obserwator ostrzegłby mnie.

Położyłam głowę na kolanach Tamalugi jedzącej arbuza.

Zapamiętam, żeby nigdy więcej tego nie robić. Wiedziałam to już po pięciu minutach.

Przez kolejne dziesięć wydłubywałam z włosów miąższ wraz z pestkami.

Śmierdziałam arbuzem do końca dnia. Z odległości dziesięciu metrów.

Prawie jak perfumy Kenzo.

„Prawie” robi różnicę. Choć rzeczywiście niewielką.

 

Ponieważ praca zmusiła mnie do wczesnego wstawania (o 9, zamiast o 11), wyłamałam się i znowu zahaczyłam okiem o telewizję śniadaniową. I o czym to rozprawiano w porannych godzinach wysokiej oglądalności? O fetyszu na damskie stopy. Środek tygodnia, słoneczny poranek, kawka, śniadanko, a w telewizji zbok siedzący tyłem, głosem zmienionym modulatorem rozprawia o seksualnych dewiacjach ze stopami w roli głównej.

Przy okazji: wiedzieliście, że robienie zdjęć paznokciom (również tym u stóp) to nie selfie tylko nailfie?

Co jeszcze robię w ramach opóźnienia pracy? Sprzątam. Nie, no, żeby nie było: sprzątam codziennie, ale tym razem mnie poniosło. Odkurzyłam podłogę przez wielkie „O” i umyłam przez wielkie „U”. Zanim doszło do tak chwalebnych czynów, umieściłam krzesła na stole, a Tamalugową zjeżdżalnię gdzieś tam też pierdyknęłam. Nie zastanawiałam się specjalnie gdzie i jak, bo to na chwilę. Początek swój miała na oparciu fotela, a że tak powiem, ujście – gdzieś w okolicy kartonu z zabawkami. W każdym razie dobry metr nad podłogą. No i w ogóle nie była stabilna.

Odkurzyłam pokój, dojechałam mopem gdzie trzeba i zabrałam się za przedpokój i kuchnię. Nagle do uszu mych dociera „O jaaaaa! Jeden, dła, ci, ćteli, juuuuuu!” a potem głuchy łoskot. Nasłuchuję, ale nie ma płaczu, tylko „Łaaaał! jeden, dła, ci, ćteli, juuuuuu!”

Jak się domyślacie, Tamaluga podjęła wyzwanie nowej lokalizacji zjeżdżalni.

Aż dziwne, że nic jej się nie stało.

W przeciwieństwie do ludzika.

Wczoraj kolega zapytał, czy poczta w mojej dzielnicy obsługuje transfer Xoom. Szczerze mówiąc, nigdy o takim nie słyszałam, nie rzuciły mi się też w oczy żadne, wskazujące na to, naklejki. Ponieważ była już noc, spacer nie wchodził w rachubę, a nie chciałam zostawić kumpla bez odpowiedzi. Ale, jak śpiewa Michael, „There are ways to get there, (if you care enough for the living”) Moja wybitna błyskotliwość i powalająca inteligencja podpowiedziały mi, żeby skorzystać z Google map. Wymyśliłam sobie, że wirtualnie podejdę pod pocztę i sprawdzę naklejki na szybie.

Tylko,  że ja to mam chyba problem z tym ludzikiem. Nigdy nie umiem trafić nim w punkt, tylko zawsze idę na czuja i ów człowieczek ląduje w pobliżu, albo w ch..j daleko od tego miejsca.

Tym razem mocno się skupiłam. Delikatnie podniosłam dyndającego ludzika i z precyzją spawacza upuściłam go w miejscu, według mnie, najbliższym poczty.

To było straszne.

Mój ludzik znalazł się w środku gabinetu dentystycznego.  Zafundowałam mu najgorszą traumę ever. W dodatku nie mógł się wydostać. Obracał się w panice dookoła, natrafiając na fotel, umywalkę, narzędzia… Desperacko obijał się o ściany… Bóg jeden wie, jak bardzo chciałam go stamtąd wydostać… Przepraszałam go w myślach, próbowałam wrócić, zresetować, laptop się zawiesił… A ludzik tkwił tam i płakał bezgłośnie!

Wybacz mi, googlowy ludziku.

 

38 uwag do wpisu “Sztorm, wysokie juju i trauma ludzika

  1. Ja swojego wywiozłam do lasu. Chyba wciąż tam siedzi. Pocieszam się, że noce jeszcze nie takie mroźne, susza jest, więc się tylko zahartuje. A może on harcerz i da sobie radę, rozpali ognisko, zwierzę upoluje, bo na grzyby to raczej bym nie liczyła.
    Z arbuzem przypomniała mi się taka sytuacja, jak niosłam z auta do domu i już prawie go doniosłam, jak na schodach wejściowych do witania rzucił się na mnie Maksio- wszystko czyli ja i pies byliśmy w tym arbuzie, schody również😂

    Polubienie

  2. Ojej ludzik Google ze mną też nie ma lekko. Jak mnie najdzie to za jednym posiedzeniem pół świata zwiedzamy. 🙂 Byliśmy razem na pustyni, i w Hollywood a nawet w salonie Lamborgini, ale nie pamiętam gdzie dokladnie. A znalałaś tą pocztę i naklejkę? Ale nie wiem czy wiesz, ale zdjęcia na google street view nie koniecznie są najaktualniejsze, więc naklejki może nie być, ale teraz już jest 😀 Ale myślę, że dożyjemy czasów gdy street view będzie z widokiem na żywo ;P

    Polubienie

  3. No to pięknie! Ja, kiedy widzę jak tego ludzika wiszącego na rączce się gdzieś zrzuca w dół, robi mi się conajmniej dziwnie. I też nigdy tym nie trafiam do celu a potem, kiedy już mi się wydaje, że jest ok, łapię się na tym, że oczywiście nie wiem gdzie jestem.
    NAILFIE! Aż mnie kusi, żeby powymyślać nazwy dla fotografowania innych części ciała…Może assfie? Skoro istnieje serwis Assbook…
    A oczami wyobraźni widzę Tamalugę na tej zjeżdżalni! I liczy do czterech! Wyprzedziła Boba 😀
    Bob ostatnio był na placu zabaw z Dziubasem – czytaj: Odliczanie kosmonauty „Da-czy-deden, da-czy-deden!” i jazda w dół. A potem się cieszył, że plac zabaw był duży (Duuuuzi Papap!). Zjeżdżalnia w domu to by było coś!

    Polubienie

    1. Kurczę, nie zastanawiałam się nad samym aktem zrzucania. Teraz mam jeszcze większe wyrzuty sumienia…
      A prześwietlenie głowy to brainfie? Chyba nie, bo sama sobie nie robisz, ale na upartego…
      Tamaluga liczy do pięciu, a potem następuje osiem.
      Zjeżdżalnię taką małą, plastykową Tomek przytargał dla Tamalugi, bo przecież za mało miałam jeszcze sprzętu i zabawek w pokoju.:-D

      Polubienie

      1. Tak, pamiętam euforię pt. „Moje juju!” 😀
        Tych „fie” to jeszcze pewnie trochę powstanie…swoją drogą wyobrażasz sobie UCHWYT DO NAILFIE? 😀 bo do assfie to strach pomyśleć 😀

        Polubienie

  4. A dobrze tak googlowatemu ludzikowi!!!On zawsze mi tak robi, że ja ląduję w miejscach mało fajnych więc niechaj i on raz zobaczy że nie czyni się drugiemu….

    Polubienie

  5. Tamaluga jak nikt zadbała o zdrowie Twoich włosów, a Ty je tak po prostu beznamiętnie zmyłaś, zamiast zostawić na przyszły tydzień z maseczką. Kto wie ile jeszcze arbuzów przyjdzie jeść Tamaludze nad Twoją głową?
    Coś mi się wydaje, że tuż za tym postem włosy odrosną Tobie z prędkością kosmiczną:)

    Polubienie

  6. Nailfie… Tego nie słyszałam 😀 Swoją drogą – Dziubasowa – o tym serwisie też nie słyszałam, czego to ludzie w dzisiejszych czasach nie wymyślą 😁😁😁
    A to zawsze tak jest, że jak zaczynasz coś robić to nagle każdy ma do Ciebie pytania i czegoś od Ciebie potrzebuje 😀

    Polubienie

  7. Kobieto, zwaliłaś mnie tym tekstem z nóg! Tamaluga to ma pomysły, w ogóle dzieciaki to mają takie pomysły że mogą człowieka o zawał serca przyprawić.
    A z tym arbuzem to myślałam że musiałaś wydłybywać pestki z ucha, ale jednak z włosów. Ja uwielbiam zapach arbuza 😀

    Biedny ten ludzik.

    Polubienie

  8. Wiesz, tak myślę, że z tą łazienką to chyba takie pozostałości z dziecińśtwa. Może zabawka leżeć miesiącami, a jak jedno weźmie, to zaraz drugie mu wyrywa 😀 Może właśnie to, że ty idziesz wziąć kąpiel, przypomina innym, że też mogą, albo że trzeba siku zrobić, bo będzie zajęte (tak to jest ten luzik, że w każdej chwili można 😀 )
    Nailfie hahaha padłam. A jak się nazywa selfie zrobione paznokciom u nóg? No bo to już nie nails :D:D
    Nie wytrzymam, piękne 😀

    Polubienie

    1. 😀
      Wiesz co, wolę nie wnikać jak to się nazywa przy innych częściach ciała. Zwłaszcza, że jestem po śniadaniu 😀 Zresztą już Dziubasowa dała mi do myślenia tym kijkiem do ass 😂 Wcale nie chciałam o tym myśleć, ale odmyśleć już się nie da 😂

      Polubienie

  9. Następnym razem zabierz go na Malediwy czy gdzieś w ramach przeprosin za tego dentyste 😛

    Podobno idzie jakiś niż skandynawski i znowu będzie zimno, i brzydko 😦

    Ogólnie tak samo mam jak Ty, gdy kuchnia jest pusta, chce zrobić sobie kawę i nagle wszyscy też coś chcą z kuchni… Albo gdy oglądam seriale a Mamie zbiera się na rozmowy, a ja nigdy nie mam śmiałosci by jej powiedzieć, że oglądam coś właśnie 😂

    Polubienie

    1. Nie chcę zimno! Nie chcę brzydko! Zabieram się z ludzikiem na Malediwy. Póki co ściągnę mu jakąś aplikację „szaliczek”.

      O, to to to! Właśnie kuchnia też! Nagle pojawiają się w niej cztery osoby, z czego trzy są zbędne 😀 Wiktoria w tym przoduje, a jej spowolnione (chyba celowo) ruchy doprowadzają mnie do białej gorączki. Gdy np. kręcę się między kuchenką, lodówką i potrzebuję kawałek wolnego blatu – stoi sobie nad CAŁYM BLATEM, przez dwie minuty mieszając herbatę…

      Polubienie

  10. Ostatnio jakoś czasu mi brak na komentarze 😉 W sumie już dawno miałam napisać że fajnie się czyta Twoje wpisy. Ekstra styl. 😊
    No cóż czas dla siebie w łazience? Nie ma takiego.
    A pomysły dzieci potrafią zaskakiwać. Dobrze ze Tamaluga cała i zdrowa i zadowolona 😊

    Polubienie

    1. Dziękuję 🙂 Zawsze mi miło, gdy wpadniesz.
      Gdy dawno temu grywałam w The Sims i urządzałam przyjęcia, gdy goście orientowali się, że mam tylko jedną łazienkę to albo sikali po kątach, albo wychodzili. Teraz rozumiem dlaczego 😂

      Polubienie

Dodaj komentarz