Letnie wiadomo co, a kto opóźnia też wiadomo

Przypomniały mi się wakacje sprzed dwóch lat, w Świnoujściu. Tuż przed wyjazdem zepsuł nam się samochód, więc zmuszeni byliśmy odbyć drogę pociągiem. Tomek, dziewczyny, ja – wówczas ciężarna cukrzyczka, stary i przygłuchy Pan Roniowy i sterta tobołów. Prezentowaliśmy widok dosyć osobliwy. Już po przeprawie promowej okazało się, że Świnoujście jest wielkości Tokio, o czym albo zapomnieliśmy, albo tak monstrualnie rozrosło się w ciągu 5 lat. W każdym razie bez samochodu przedstawiało się to bardzo słabo. W połowie wędrówki wymiękłam. Usiadłam na walizce i w ramach protestu wyciągnęłam kanapkę. Gdy rozejrzałam się w poszukiwaniu dziewczyn, okazało się, że one wymiękły już dawno. Daleko w tyle majaczyły ich walizki, porzucone bezpańsko pod pierwszym lepszym obuwniczym. Zdrajczynie. Tomek, za to, gdyby się kto pytał, wypruł do przodu jak poparzony. Świetnie. Ciekawe, czy ktokolwiek miał przy sobie telefon, bo mój oddalał się, energicznie podrygując w torbie na ramieniu Tomka. Wreszcie, jakimś cudem (część na nogach, część taksówką, część na smyczy) dotarliśmy pod zapisany adres. Jęzory wisiały nam do kolan, a nogi odpadały z tej części ciała, z jakiej zazwyczaj odpadają. Kwatera, owszem, ładna: przybudówka, kuchnia, łazienka i dwa pokoje – w czym jeden z telewizorem. Na ten właśnie pokój rzuciły się dziewczyny, resztkami swych sił. Żadnego ustępstwa dla ciężarnej matki. Za grosz zrozumienia. Trudno – poczłapaliśmy z Tomkiem do pokoju ciszy. (Szybko okazało się, że tylko u nas odbiera internet – tym razem my pozostaliśmy niewzruszeni na zamianę 😀 ) Gdy pół godziny później, właściciel grzecznie zapukał we framugę i wszedł do środka, zastał wszystkich leżących na łóżkach pokotem. Reszta rodziny wykrzesała w sobie siły na „Dzień dobry”, z moich ust wydobył się jeno niewyraźny bełkot. Już wiedziałam, że żadna siła nie wyciągnie mnie z pokoju do jutra. Właściciel coś mówił, więc próbowałam skupić na nim uwagę, ale robił mi się coraz bardziej zamazany. Odpływając w sen zdążyłam usłyszeć, że mieszkamy „Pod Bocianem”, który przynosi parom… wiadomo co. Usłyszałam też Tomka, informującego, że „wiadomo co” już nam się przytrafiło.
Przez cały pobyt boleśnie odczuliśmy brak samochodu. Kto odczuł najboleśniej? Ciężarna cukrzyczka i stary pies. Oczywiście istniały jakieś autobusy na plażę, ale Pan Roniowy źle znosił podróż, a i codzienne bilety dla całej rodziny szybko wykończyłyby nas finansowo. Tak więc, każdego dnia dobrowolnie skazywaliśmy się na torturę, maszerując przez całe miasto. W tym torby, koce, parawany, ciężarna cukrzyczka i stary pies. Co najmniej dwukrotnie. Kto dodatkowo opóźniał marsze? Ciężarna cukrzyczka i stary pies. Właściwie jesteśmy pełni podziwu dla Pana Roniowego, że trzaskał takie trasy w wieku 12 lat. Biedulek…
Na plaży też żaden relaks i odprężenie, bo ciężarnej cukrzyczce co chwilę chciało się siku i ciężarna cukrzyczka zapieprzała na wymęczonych kończynach do toalety i z powrotem, pierdylion razy. Wkrótce przeszłam z babcią klozetową na „ty” i poznałam historię jej rodziny.
Odpoczywałam dopiero w domu. Nasza kwatera wychodziła prosto na ogród, w którym rosła, dosłownie na przeciwko drzwi – soczysta jabłoń. A ja miałam w ciąży jedyną zachciankę – jabłka właśnie, byłam więc w raju.

Obserwując wahania wyjazdowych trendów, zauważyłam pewną prawidłowość. Do połowy lat 90 był boom na polskie morze. Wiele nadmorskich mieścinek przekształciło się w kurorty. Trwała w nich bezustanna pieriestrojka, pokrywając asfaltem wydeptane ścieżki i zamieniając ryneczki w bulwary. Moje ukochane Międzyzdroje straciły bezpowrotnie swoje stare, skrzypiące molo, które zaczęło wyglądać tak, jak teraz wygląda. Pojawił się nowy gatunek letników – skóra, fura i komóra. Wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że po wąskich, sennych uliczkach można w ogóle poruszać się autem. A tu „wziiiuutt! wziuuutt! i beztłumikowe „ęęęęęęęę!”
W drugiej połowie lat 90 nastała moda na polskie góry. Góralska kultura zaczęła być na topie – w kabaretach pojawiły się góralskie skecze, na festiwalach góralskie pieśni. No i promocja w telewizji, ze śpiewającym politykiem w filmie „Girl Guide”, na czele.
Lata 2000 to otwieranie się kolejnych biur podróży i parcie na egzotyczne wakacje. Każdy, noszkuwa KAŻDY musiał choć raz zaliczyć Majorkę lub Egipt, bo jak by to wyglądało wśród znajomych! Przecież „wszyscy już byli”… Trzeba jechać, trzeba, koniecznie, chociażby na weekend, żeby pstryknąć fotę na Naszą Klasę, czy to drugie, co to później nadejszło. 😀 Pamiętam, moją reakcję – najpierw opadła mi półka, potem dostałam ataku śmiechu, gdy natrafiłam na foty znajomych z dzielnicy. Foty z Kanarów, a znajomi, na co dzień, spod monopolowego… Mam nadzieję, że odtąd przestali narzekać na niskie zasiłki w Polsce 😀
Obecnie trendy się zmieniły, a raczej wymiksowały. Ludzie (wreszcie) jeżdżą tam, gdzie chcą, a nie tam gdzie wiodą ich napompowane ambicje i presja otoczenia. Coraz więcej ludzi ma odwagę przyznać, że… nigdzie się nie wybiera. O! I to są odważne wakacje!

 

 

13 uwag do wpisu “Letnie wiadomo co, a kto opóźnia też wiadomo

  1. No popatrz, to mi nawet do głowy nie przyszło, jaka to ja odważna jestem, spędzając dwa tygodnie urlopu w domu…. rozumiem, że brak funduszy na wyjazd nie gra tu żadnej istotnej roli?… 🙂
    Podziwiam wyczyny ciężarówki, ja bym się nie podjęła… 🙂

    Polubienie

  2. Pffff przecież w Polsce motto „Zesraj się, a nie daj się” jest w czołówce i powtarzane jak mantra 😀 A Nasza Klasa się sama nie przyozdobi i nikt się na zdjęcia na tle tapety nie nabierze haha 😛

    Współczuję Ci takiego samopoczucia i problemów ze zdrowiem, kiedy byłaś w ciąży 😦 Dokładnie z tego powodu nie chciałam ciągnąć przyjaciółki za wszelką cenę do Portugalii- co ona by bidulka miała z tego wyjazdu (tyle, co ja [pewnie bym ją nosiła])…

    Polubienie

    1. No, męczące, ale za to jest co wspominać 🙂
      Hehe, słyszałam też o takiej agentce, co to foty trzaskała niedaleko domu, ale do muru przytwierdziła tabliczkę z napisem po francusku… Lałam!

      Polubienie

  3. To taki survival!
    My oboje z Dziubasem kochamy góry ale od przyszłego roku czeka nas morze (poza sezonem oczywiście) ze względu na Bobasa – przekopie tonę piasku, zamoczy się w wodzie i napasie jodem.
    Boszsz…i zamiast Pan Roniowy przeczytałam PANIEROWANY.
    Chyba jestem głodna, skoro chcę jeść psa…

    Polubienie

    1. A ja uwielbiam morze i nie wyobrażam sobie innych wakacji:) Z tego, co pamiętam to Bobas wszystkojedzący, więc i jod wciągnie 😀 Czy „wszystkojedzący” nie jest zbyt długim wyrazem? Żebyś znowu czegoś źle nie przeczytała – a to już na maksa kojarzy się z żarciem:)
      Idę na spacer z Panierowanym 😀

      Polubienie

  4. Mój znajomy kiedyś się śmiał ze swojej siostry, że wiadomo, jak wakacje to za granicą, Turcja, Egipt, itp., a jej dzieci, już wiekowe, bo 16 i 14 lat, nawet polskiego morzona na oczy nie widziały, a o polskich górach to już nawet nie ma co wspominać. Ja nawet nie marzę o wakacjach za granicą, bo czuję się tam nieswojo, a Polska jest tak przepięknym krajem i ma tyle różnorodności do zaoferowania, że nie wiem czy kiedyś, w ogóle za granicę się wybiorę 🙂

    Polubienie

    1. W Polsce pięknie, za granicą też pięknie, ale nie w kurortach i metropoliach turystycznych. Jest mnóstwo miejsc, do których, na szczęście nie ciągną tłumnie użytkownicy Naszej Klasy 😀

      Polubienie

  5. Czasy się zmieniają i ludzie zmieniają swoje podejście. Więcej ludzi stać na wyjazdy,nawet te zagraniczne,choć wbrew temu co mówi tvp to nie efekt „dobrej zmiany”,raczej tego że świat idzie do przodu… Sam nie pamiętam kiedy byłem na wakacjach,ale nie jestem typem który lubi wyjeżdżać…

    Polubienie

    1. O tak, świat idzie do przodu, tylko ludzie skręcają na boki 🙂
      Mówią, że wczasy z mężem, dziećmi i całym bajzlem to nie wczasy, a męczarnia. Ja tak nie uważam. Każdy wyjazd ma swoje uroki: samemu można odpocząć i poznać nowych ludzi, a z rodziną wreszcie spędzić wspólnie trochę czasu. Tobie życzę, abyś skosztował obu:) Pozdrawiam

      Polubienie

  6. Różnie bywało na takich wakacyjnych wyjazdach , będąc ciężarną mieszkaliśmy na Mazurach niespełna 2 km od znanych jezior więc człapałam pokornie wracając z powodu opuchlizny bez butów. Ale zawsze zazdroszczę tym którzy gdzieś jadą bo sama też lubię ale nie zawsze jest jak (jak się nie ma miedzi to się na dupie siedzi)

    Polubienie

Dodaj komentarz